Randal Hodder
Awatar użytkownika
29
lat
187
cm
Prekariat
Znalazłem ją wcześniej niż mogła przypuszczać. Całkiem przypadkiem, mimowolnie, bez emocji, słabości, awantur. Jej sylwetka przecięła mi drogę pomiędzy sklepowymi półkami jak kolejne narkotyczne urojenie. Zamazała się na tle szarego tłumu, sama poszarzała i zniknęła. Nie była już moim promieniem światła. A jednak chciałem rzucić się za nią, stanąć naprzeciwko w milczeniu, wywrzeszczeć ten zbierający, nieskończony ból, później przytulić albo... zabić? Nie wiem. Nie umiem określać emocji. Wiedziałem, że muszę zrezygnować, ale żałowałem tej decyzji za każdym razem kiedy wracał głód. Prześladowała mnie myśl, że jest tak blisko. Do tej pory żyłem w przekonaniu, że moja głowa nie jest zdolna do tęsknoty, a jednak ilekroć wracała słabość, myślałem tylko o jej obecności. Pomagała mi, rozumiała tak wiele jednocześnie nie rozumiejąc nic. Udowodniła to swoją ucieczką, tyle że znów źle trafiła. To miasto było moim domem - sprzecznym, pięknym, okrutnym, słonecznym i pochmurnym zarazem. Ukształtowało mnie na to, co oglądała przed sobą każdego dnia naszego związku. Poczułem jak moje wąskie, przesuszone usta wykrzywiają się w nijakim grymasie. To chyba był uśmiech, ale wcale nie miał w sobie nic czarującego. Był tak samo niezdolny do szczęścia jak wszystko co dotąd mnie otaczało, nawet jeśli dziś miałem znów ją zobaczyć. Łapałem się na tym, że mimowolnie jej szukam. Każdego dnia na ulicy śledził mnie jej cień. Widziałem jej wzrok w oczach przypadkowo mijanych kobiet. Prześladowało mnie to rozczarowanie, ten rodzaj głęboko zakorzenionej tęsknoty, którą widziałem u niej tuż przed odejściem. Chodziłem w miejsca, w których mogłaby być. Wiedziałem, że będzie dążyła do kontaktu z końmi. Że znów pójdzie do tego sklepu. Że w końcu nasze drogi skrzyżują się niby to przypadkiem, a kiedy wreszcie dopiąłem swego... nie potrafiłem wyjść na spotkanie. Wystraszyłem się, że to tylko moja głowa podsyła przed oczy obrazy, które chciałbym zobaczyć. Szedłem tylko za nią bojąc się, że w końcu odwróci głowę i zmusi mnie do konfrontacji, ale ona najwyraźniej czuła się bezpiecznie. Ani na chwilę nie zerknęła za siebie. Weszła na klatkę, a ja poszedłem za nią, stanąłem na półpiętrze, patrzyłem jak mocuje się z zamkiem i znów walczyłem ze sobą samym. Drzwi zamknęły się z trzaskiem. Ruszyłem jak sparaliżowany. Podniosłem dłoń, zacisnąłem w pięść i zanim w ogóle zastukałem w ciemne drewno, zaschło mi w ustach. Cholera. Nie po to uciekała, żeby oglądać teraz moją gębę. Zobaczy mnie przez wizjer, nie otworzy, ale znów ucieknie. Stracę ją. Jej sylwetkę pomiędzy sklepowymi regałami. Przypadkowy wzrok mijanych kobiet...
Krok w tył, odwrót, a później kolejna kreska. Tamtego dnia upadłem po raz tysięczny. Jak do kurwy można być tak słabym? Schowałem twarz w dłonie. Minęło sporo czasu. Nie wiem ile, ale uciekałem od myśli od niej. Od uczuć, których nie byłem w stanie zdefiniować. Wolałem myśleć, że to tylko kaprys, kolejna zachcianka pomiędzy wszystkimi zachciankami, które same pchały się do łóżka. Ale ja chciałem właśnie ten jeden kaprys, bo z jakiegoś powodu był inny. Nie dlatego, że był nieosiągalny. Zdobyłem ją już dawno, a jednak nie potrafiłem odpuścić. Kolejny raz przyszedłem pod jej drzwi. Usiadłem na schodach i schowałem twarz w dłoniach. Skończmy to już. Ucieknij ode mnie Naomi, bo nie chcę cię więcej widzieć w swoim życiu. Nie chcę cię pamiętać ani lgnąć do ciebie tak mimowolnie jak teraz. Tym razem uderzyłem w drzwi. Głośno, zdecydowanie, brutalnie. Byłem głodny. Znów świerzbił mnie biały proszek w kieszeni, ale nie chciałem go brać. Próbowałem odzyskać kontrolę. Wyjść z tego gówna.
- Otwórz te cholerne drzwi – Warknąłem kiedy kolejne uderzenie rozniosło się głuchym echem po klatce schodowej. Dźwięczało mi w uszach, jeszcze długo rezonowało w głownie i nie przynosiło efektów poza niekontrolowanym afektem. Wpędzony w desperację wziąłem sprawy w swoje ręce. Wiedziałem jak, wystarczył tylko dobry wytrych i trochę doświadczenia. Podobno swego czasu byłem najlepszy w białych włamaniach. Jakieś 15 lat temu. Najwidoczniej nie zmieniło się wiele, bo chwilę później zamek puścił, a ja gwałtownie nacisnąłem klamkę.
- Dlaczego, kurwa, nie otwierasz? – Warknąłem z jadem. Wpadłem do środka jak dzikie, szarżujące zwierzę i właśnie w tej chwili zrozumiałem, że nie ma jej w środku. To uczucie było nie do opisania. Nagle ogarnęła mnie żałosna fala wstydu. Rozejrzałem się. Było czysto, schludnie i jakoś tak jasno, że zapiekły śluzówki w oczach. Zatoczyłem się jak pijany. Chciałem wyjść i już nigdy nie wrócić, ale potrzebowałem jej tak bardzo, że ten jeden kaprys wygrał ze zdrowym rozsądkiem. Zamknąłem za sobą drzwi, odruchowo przekręciłem klucz i znów omiotłem wzrokiem otoczenie. Oślepiająca jasność drażniła oczy, poczerwieniały, zaczęły łzawić, wstyd przerodził się w poczucie winy. To nie to, co zrobiłem i nie to miejsce wywołało taką reakcję. Głód. Cholera jasna, znów ten rozsadzający głód. Jak mogłem być tu teraz i myśleć tylko o heroinie. Przeszedłem się po korytarzu tam i z powrotem, nerwowo drapałem tył głowy. Wiedziałem, że za chwilę zacznie boleć tak samo jak wszystkie mięśnie, stawy i nogi. Przerażał mnie ten stan. Byłem tylko zwierzęciem. Pozbawionym odruchów. Pozbawionym własnej woli. Wszedłem głębiej, przeszukałem dom aż w końcu trafiłem na alkohole. Może powinienem się znieczulić? Może wtedy opanuję ten dojmujący, przeszywający stan. Te dreszcze, skurcze, zimne poty, katar i cholerny ból. Boże, daj mi siłę. Jęknąłem, chwyciłem butelkę i zasiadłem na kanapie. Co ja robię do cholery? Co ja robię...

@Naomi Eaton
Mów mi jak tylko chcesz. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak, z umiarem.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: uzależnienie od narkotyków, przemoc, dekadentyzm, wulgaryzmy.

Podstawowe

Za fabuły

Naomi Eaton
Awatar użytkownika
29
lat
174
cm
instruktor jazdy konnej
Nowi Zasobni Pracownicy
Tego dnia wróciła do domu później niż zwykle. Po drodze weszła do sklepu, tego samego, w którym mijali się nie raz, choć nie była tego świadoma. Obwieszona siatkami, w których mieściły się całotygodniowe zakupy, ledwo otworzyła drzwi do mieszkania i od razu skierowała się do kuchni, żeby odłożyć je na blacie. Nie miała szans zauważyć niczego niepokojącego. Jej koty nigdy nie wychodziły na powitanie, więc nawet nie wiedziała, że jeden z nich - łysy - przerażony obecnością obcej osoby chowa się pod łóżkiem, a pozostałe dwa ze znudzeniem przyglądają się Randalowi. Nawet nie towarzyszyło jej to dziwne uczucie niepokoju, które nieraz pojawiało się wtedy, gdy w powietrzu wisiało zagrożenie. Odgarnąwszy kosmyk włosów za ucho, zaczęła rozpakowywać zakupy. Szelest siatek skutecznie zakłócał jęki i sapnięcia włamywacza okupującego salon. Dopiero po schowaniu wszystkiego do lodówki i szafek, wzięła butelkę świeżo wyciskanego soku i wreszcie skierowała się do salonu. Zobaczyła go tuż po tym, jak wychyliła się zza ściany, a ten widok kompletnie wytrącił ją z równowagi. Aż opuściła butelkę, która z hukiem rozbiła się o podłogę, zalewając ją soczyście zielonym sokiem, i krzyknęła cicho. Przestraszyła się nie na żarty - momentalnie zrobiło jej się gorąco, więc przytrzymała się ręką ściany, z niedowierzaniem patrząc na mężczyznę siedzącego na kanapie.
- Co Ty tu robisz? Jak...? - Zapytała, choć głos grzązł jej w gardle. Ta reakcja nie była spowodowana konkretnie jego osobą, ale samym faktem włamania, tego, że niczego nieświadoma kręciła się od paru minut po kuchni, podczas gdy on cały czas tu siedział.... Dopiero w drugiej kolejności dotarło do niej, z kim ma do czynienia i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jakim cudem ją tutaj znalazł? I co do cholery robił w jej mieszkaniu?
Wyjeżdżając do Eastbourne, miała nadzieję już nigdy go nie spotkać. Wydawało jej się, że ucieka daleko, specjalnie nawet nie zostawiła po sobie żadnego śladu. Przez tyle lat nawet nie uaktualniła nawet głupiego profilu na Facebooku żeby nie kusić losu. Wszystko po to, żeby odciąć się raz na zawsze, choć z bólem serca. Wiedziała, że to jedyny sposób, żeby nie pójść na dno razem z Randym. Nie chciała brać w tym udziału, zabrakło jej sił, żeby dalej walczyć o niego, o nich...
Długo jej zajęło wyleczenie się po tej pełnej sprzecznych emocji relacji. Odniosła jednak znaczący sukces - już od dłuższego czasu wiodła swoje życie tak, jak zawsze tego chciała; szczęśliwa i spełniona. Choć skłamałaby mówiąc, że nigdy nie wracała myślami do Randy'ego. Często do niej wracał we wspomnieniach, zwykle wtedy, kiedy trochę wypiła, ale mimo to nigdy, nawet przez sekundę, nie kusiło jej by odnowić kontakt. Ani sprawdzić jak mu się żyje. I czy w ogóle jeszcze żyje...
Można powiedzieć, że przez ten czas stał się dla niej tak odległą osobą, że teraz, gdy stała z nim twarzą w twarz, czuła się jak w filmie. Jakby nic z tego nie było prawdziwe. Trudno powiedzieć jakie towarzyszyły jej emocje i jakie myśli krążyły po głowie. Od razu rzuciło jej się w oczy, że jest źle. Gorzej niż kiedykolwiek, a mimo tego i okoliczności, w jakich się spotkali, nie myślała o tym żeby się rzucić do ucieczki. Co gorsze, nie pomyślała nawet o tym, żeby wezwać policję czy jakkolwiek inaczej wyrzucić go z hukiem z mieszkania. Nie potrafiła go potraktować jak swojego wroga, choć czuła się trochę nieswojo, nie wiedząc czego może się spodziewać po nim, kiedy był w takim stanie. Górę wciąż brały dobre wspomnienia, choć człowiek, na którego teraz patrzyła, zdawał się nie mieć już nic wspólnego z tym, którego tak bardzo kochała.

@Randy Hodder
Mów mi Zuza. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Joy#9747. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: nic strasznego w nich nie ma.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Eventy

Randal Hodder
Awatar użytkownika
29
lat
187
cm
Prekariat
Czułem się jak w klatce. Wróciło wrażenie klaustrofobii. Lęk, którego nabawiłem się w dzieciństwie przez własnego ojca, tyle, że tym razem nie otaczały mnie ciemne ściany starej szafy tylko ta oślepiająca jasność. Jasność, która rozsadzała mi oczy. Nieporadnie podniosłem dłoń, zacisnąłem palce na brzegu za ciasnego dekoltu i pociągnąłem koszulkę w dół. Nie wiem z jaką siłą. Materiał niepokojąco zazgrzytał jakby kilka nitek puściło pod naporem mojej dłoni, ale nie obchodziło mnie to. Myślałem tylko o Naomi chodzącej po kuchni. Nie powinienem tu być. Przestraszy się. Ucieknie. Niech ucieknie teraz. Niech nie pokazuje mi się na oczy, bo nie chcę jej widzieć. Nie chcę widzieć tego zawodu w lazurowym spojrzeniu. Niech nie patrzy na mnie teraz kiedy jestem tak słaby...
Odkręciłem butelkę akurat w chwili, w której weszła do pokoju. Woń alkoholu zmieszała się z jej słodkim zapachem. Wyglądała ładnie, ale gorzej niż ją zapamiętałem. Miała trochę mniejsze oczy, węższe usta, szersze biodra i wcale nie była tak drobna, ale to wciąż była ona. Cholera jasna. A może tylko mi się wydawało? Może ta rzeczywista Naomi błądziła gdzieś po mieście jak zwykle szukając swojego miejsca na ziemi. Może już je znalazła. Z daleka ode mnie. Podniosłem butelkę do ust, pociągnąłem z gwinta potężny łyk, a później syknąłem z jadem. Nie przewidziałem, że usta zapieką aż tak bardzo. Wódka podrażniła cały mój przełyk, dołożyła swoje trzy grosze do mojego beznadziejnego stanu. Drżały mi ręce i nogi, miałem wrażenie, że jestem niezdolny do poderwania się do góry, ale musiałem zyskać pewność, że stojący przede mną obraz jest rzeczywisty. A co jeśli nie? Posłałem jej długie, przeciągające się w nieskończoność spojrzenie nawet nie zaprzątając sobie głowy pytaniami. Leciał czas, sekundy przesuwały się nieubłaganie na tarczy zegara. Pół minuty głuchego, pełnego napięcia milczenia. Nie, cholera. Musiałem sprawdzić. Poderwałem się do góry tak nieporadnie jakbym zaraz miał upaść. Drżały mięśnie. Czułem jak pocą mi się dłonie, cała sylwetka pręży się jak kot. Zrobiłem krok, walcząc z wrażeniem niemocy i bezsilności.
- Dlaczego uciekłaś? – No dalej. Powiedz mi, że jestem nikim. Że pociągnę cię na dno, albo że nigdy mnie nie kochałaś. Powiedz mi jakim byłem potworem żebym mógł zostawić ciebie i wszystkie te obrazy, które widzę kiedy o tobie myślę.
- Powiedz mi – Czułem jak drży mi głos, ale stan fizyczny zagłuszał zawarte w nim emocje. Nie wiem jak to się stało, że znalazłem się tuż przed nią. Niebezpiecznie blisko, tak blisko, że moje rozszerzone źrenice mogły wyłapać każdy szczegół jej twarzy. Powoli podniosłem dłoń, założyłem kosmyk włosów za ucho. Jak zwykle były miękkie, przyjemne i pachniały truskawkowym szamponem. Ten zapach sprawił, że na chwilę zapomniałem o heroinie. Przez jeden moment liczyło się tylko to, że mam ją przy sobie. Nie obchodziło mnie czy tego chciała. Ja chciałem. Czy to nie wystarczało? Powoli pogłaskałem jej policzek. Wyglądałem na niepewnego, ale potrzebowałem tego tak bardzo, że odmowa nawet nie przeszła mi przez myśl. Na chwilę zakotłowało się w mojej ciasnej, obolałej głowie. Wróciły dawne emocje, jakieś uczucia, które pchały dalej. Chciałem ją pocałować. Na chwilę skupić jej wszystkie myśli wokół własnej osoby, ale nie powinienem tego robić. Nie powinienem...
Musnąłem jej wargi swoimi. Delikatnie. Dokładnie tak samo jak kiedyś, kiedy jeszcze mnie kochała. Głaskałem policzek z jakiegoś rodzaju czułością, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy. Potrzebowałem jej. Dużo bardziej niż mogłaby przypuszczać. Powoli oparłem czoło o jej czoło. Zacisnąłem powieki.
- Dlaczego ode mnie uciekłaś? – Powtórzyłem. Nawet jeśli wcześniej odpowiedziała, nie usłyszałem tego. Nie chciałem usłyszeć, stracić słodkiego, truskawkowego zapachu, wzroku skupionego tylko na mnie, ani miękkiej skóry pod opuszkami palców. Wiedziałem już, że zniszczę jej życie. Nie odpuszczę.
@Naomi Eaton
Mów mi jak tylko chcesz. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak, z umiarem.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: uzależnienie od narkotyków, przemoc, dekadentyzm, wulgaryzmy.

Podstawowe

Za fabuły

Naomi Eaton
Awatar użytkownika
29
lat
174
cm
instruktor jazdy konnej
Nowi Zasobni Pracownicy
Te pół minuty ciągnęło się w nieskończoność. Koty już dawno czmychnęły z pokoju, zniesmaczone hałasem wywołanym przez rozbijające się szkło, które Naomi powinna od razu zebrać z podłogi; zlikwidować ten bałagan, który nie pasował do tego poukładanego, czystego i jasnego miejsca. Czuła się jednak tak, jakby nie mogła wykonać żadnego ruchu. Wpatrywała się w niego tymi swoimi niebieskimi oczami, dziś rzeczywiście mniejszymi niż zwykle, zapewne za sprawą tego, że pominęła makijaż, z którym niegdyś się nie rozstawała. Z wiekiem nauczyła się jednak paru mądrości życiowych - między innymi tego, że to przede wszystkim ona musi czuć się ze sobą dobrze, a nie podobać się innym. Te parę lat, przez które się nie widzieli, jej charakter znacznie się umocnił. Już wtedy był mocny, co chyba go drażniło, a może wręcz przeciwnie - przyciągało?
Po chwili uświadomiła sobie, że wódka, którą pije Randy, pochodzi z jej własnego barku. Powiodła wzrokiem po pokoju, jakby chciała sprawdzić, co jeszcze dotknął; dowiedzieć się, ile czasu już tu siedział i co zdążył zobaczyć. I choć nie miała nic do ukrycia, czuła się jakby podeptał jej prywatność. Wtargnął do jej świata bez zaproszenia, wszedł do niego z brudnymi butami i nie wyglądał, jakby jakkolwiek mu to przeszkadzało.
Nagle wstał z kanapy i chwiejnym krokiem krokiem ruszył w jej stronę, ale nie zaczęła się cofać. W reakcji na jego pytanie rozchyliła usta, ale ku jej zaskoczeniu, ciężko było jej wydać z siebie głos i powiedzieć cokolwiek, co miałoby sens. Zbił ją z tropu z tym pytaniem. Naprawdę tak to widział? Czy ucieczką można było nazwać wielokrotnie zapowiadany ruch? Nie zrobiła tego z zaskoczenia, choć może nie brał jej na poważnie, gdy mówiła, że odejdzie, jeśli on czegoś ze sobą nie zrobi.
Coś jej jednak mówiło, że w tym stanie nie dotarłyby do niego żadne tłumaczenia. Nie zachowywał się normalnie, co sprawiło, że nagle zalała ją fala niepokoju. Serce zaczęło się tłuc w piersi jak oszalałe, choć nie była pewna, czy było to spowodowane nagłym przypływem adrenaliny, czy po prostu jego bliskością, na którą nie była gotowa.
- Randy... - Odezwała się, podejmując próbę dotarcia do jego skołatanego umysłu. Jak się okazało, bezskutecznie, bo zaczął powtarzać to samo pytanie jak w transie. Kiedy dotknął jej policzka, odruchowo chwyciła go za nadgarstek, ale nie zacisnęła na nim palców ani nie oderwała jego dłoni od swojej twarzy. Trudno powiedzieć, o czym miała świadczyć ta reakcja - z jednej strony chciała go powstrzymać, a z drugiej strony pozwalała na to, by zbliżał się coraz bardziej i naciągał granicę. Nigdy nie zrobił nic, co mogłoby ją teraz skłonić do ostrzejszej i bardziej zdecydowanej reakcji. I choć takie gesty były zarezerwowane dla bliskich sobie osób, to z jakiegoś powodu nie potrafiła zaprotestować. Wciąż był jej bliższy niż ktokolwiek inny. Była pewna, że taka miłość nie zdarza się dwa razy i chociaż wygasła już dawno, to jakieś uczucie, które pojawiło się w zastępstwie, wciąż było obecne. Być może była naiwna, ale gdyby jej potrzebował, wciąż była skłonna przychylić mu nieba. Nawet upływ czasu nie był w stanie tego zmienić.
Dopiero namiastka pocałunku sprawiła, że odwróciła twarz lekko w bok, choć w stronę jego dłoni, a nie przeciwną. To już było trochę za wiele. Nie chciała by dalej w to brnął.
- Nie mogłam zostać - odpowiedziała wreszcie, po czym odsunęła się delikatnie, puszczając również jego dłoń. Wciąż dzieliło ich zaledwie parę centymetrów, ale nie chciała by tak śmiało zagarniał jej przestrzeń osobistą dla siebie. Nie czuła się z tym do końca komfortowo. Nie wiedziała też jak z nim rozmawiać, bo ten sam dialog na pewno brzmiałby inaczej siedem lat temu, gdy podjęła tę decyzję. Wtedy na pewno obwiniałaby go za wszystko, ale teraz... Nie było już winnych.

@Randy Hodder
Mów mi Zuza. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Joy#9747. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: nic strasznego w nich nie ma.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Eventy

Randal Hodder
Awatar użytkownika
29
lat
187
cm
Prekariat
Złamałaś mi serce Naomi. Moje wiecznie zepsute, niezdolne do miłości, połamane serce zmiażdżyłaś we własnych dłoniach kiedy odwróciłaś głowę. Straciłem cię tak niespodziewanie, że prawie uszanowałem tą decyzję. Na chwilę cofnąłem rękę wyzwalając ją spomiędzy splotu swoich długich palców. Zagryzłem dolną wargę błagając samego siebie, żeby tylko na tym się skończyło, ale drżały mi ramiona. Nie wiedziałem czy to płacz, strach przed samym sobą czy złość, ale to nie miało znaczenia. Pociemniały mi oczy. Emocje przejęły górę. Jeszcze raz podniosłem dłoń i tym razem chwyciłem jej podbródek. Nie tak delikatnie jak wcześniej, nawet nie po dobroci. Odwróciłem delikatną twarz w moją stronę i tym razem z większym zdecydowaniem naparłem na jej usta. Byłem zachłanny, spragniony i w żadnym stopniu nie przyjmowałem odmowy, ale gdzieś w środku kłębiły się te same emocje, z którymi tu przyszedłem. Bałem się. Tak cholernie bałem się swoich możliwości, utraty kontroli, która wymykała się z minuty na minutę spod mojej władzy. Nie mogłem jej tego zrobić. Znów, po raz kolejny ją raniłem i nie potrafiłem inaczej. Oderwałem się od niej równie gwałtownie, puściłem jej twarz i odwróciłem się tak szybko jakbym zaraz miał wyskoczyć przez okno. Uciec przed siebie jak spłoszony hałasem ptak, ale byłem w potrzasku. Naomi stała w drzwiach, kręciło mi się w głowie, niepokojąco zataczałem się do tyłu i nie wiedziałem co robić. Głód pchał mnie w stronę niepohamowanej złości, na którą nie działały żadne argumenty.
- Nie mogłaś?! Gdybyś została, nie byłbym teraz...taki – syknąłem, próbując schować się przed jej wzrokiem. Gdyby wtedy została, może mógłbym to zwalczyć. Przy niej zawsze miałem więcej siły. Bardziej się starałem. Przy niej pracowałem nad nałogiem, a później wszystko się rozsypało jak wytrącony spod ognia popiół. Poddałem się na krótko po jej odejściu. Zabrakło mi determinacji. Nałóg zaczął się pogłębiać.
Zatoczyłem koło jakbym szukał innego wyjścia na tej cholernie jasnej ścianie. Dlaczego była tak biała, tak strasznie raziła i drażniła oczy. Naomi, pomóż mi teraz. Nie pozwól mi wyjść. Wziąć znowu tego gówna i nie pozwól mi się skrzywdzić. Błagam cię, nie pozwól mi skrzywdzić siebie samej. Zakręciło mi się w głowie. Zatoczyłem się do tyłu. To chyba alkohol pchnął mnie na półki. Rozbiłem witrynę, z łokcia trysnęła krew, ale nie mogłem tego poczuć w tym stanie. Nie bolało mnie nic prócz mięśni, głowy i stawów. Musiałem wziąć heroinę. Teraz.
- Przepraszam... – wybełkotałem i znów wróciłem do niej wzrokiem. Widziałem te przerażone, złe i współczujące oczy. Strach wzmógł się. Nadal ją kochałem, ale przyjście tutaj teraz było najgorszą z możliwych decyzji. Zrobiłem się niebezpieczny nawet dla niej. Szczególnie dla niej.
- Ucieknij jeszcze raz Naomi. Gdzieś daleko... – poczułem jak kapiąca z łokcia krew brudzi mi koszulkę. Ból nadal nie docierał do organizmu, ale próbowałem o nim pamiętać. Zastąpić czymkolwiek ogarniający mnie chaos. Najgorsze było uczucie winy i strach o tą kruchą postać stojącą w wejściu. Proszenie jej o ucieczkę było nie w porządku, ale tylko tak mogła zapewnić sobie bezpieczeństwo. Nie ruszyłbym jej szukać. Może nawet zatraciłbym się jeszcze bardziej w swoim nałogu, wreszcie wziął za dużo i zasnął na miliony lat.
- Nie będę cię szukał. Teraz też cię nie szukałem. Ty sama mnie znalazłaś. W tym zasranym sklepie. – Próbowałem jakoś się wytłumaczyć, coś jej powiedzieć. Próbowałem patrzeć na nią z daleka i wmawiać sobie, że to tylko nierzeczywisty obraz. Tym razem bałem się rzeczywistości. Swojej realnej, rzeczywistej siły, z którą mógłbym zacisnąć dłonie na jej szyi. Była taka krucha i drobna.
- Myślałem, że mi pomożesz. Sama twoja obecność, ale jest coraz gorzej... – Byłem żałosnym śmieciem. Narkomanem w ciągłym nałogu. Potrzebowałem kolejnej działki, żeby organizm w ogóle mógł funkcjonować. Poddałem się. Jeśli teraz nie wezmę tego gówna, zrobię jej krzywdę. Nieporadnie przeszukałem kieszenie, znalazłem mały woreczek z białym proszkiem. Trzęsły mi się ręce. Nie mogłem wytrzymać ani chwili dłużej...
@Naomi Eaton
Mów mi jak tylko chcesz. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak, z umiarem.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: uzależnienie od narkotyków, przemoc, dekadentyzm, wulgaryzmy.

Podstawowe

Za fabuły

Naomi Eaton
Awatar użytkownika
29
lat
174
cm
instruktor jazdy konnej
Nowi Zasobni Pracownicy
Spięła się gdy nieoczekiwanie chwycił ją za podbródek i obrócił w swoją stronę, by wymusić pocałunek, na który wcale nie miała ochoty. Nie spodziewała się takiego ruchu, choć jednocześnie nie była szczególnie zaskoczona takim zachowaniem z jego strony. Właśnie obawa przed tym, że mógł się stać taki, skłoniła ją do tego, żeby ostatecznie odejść. Położyła dłoń na jego klatce piersiowej i pchnęła zdecydowanie, niewerbalnie prosząc, żeby natychmiast przestał. Być może powinna zareagować ostrzej, w końcu zdecydowanie byłoby ją na to stać, ale wciąż była oszołomiona jego widokiem.
Na szczęście nie postawił jej pod ścianą i zrezygnował od razu. Spojrzała za nim skołowana, nie potrafiąc pozbierać myśli, które jak szalone kłębiły się po jej głowie. Z niepokojem obserwowała jego kolejne ruchy, ale nie dlatego, że bała się o siebie. Nigdy nie czuła się przez niego zagrożona. Dzisiaj ją przestraszył, ale to wciąż był Randal, prawda? Wielokrotnie nadszarpnął jej zaufanie, ale w to, że nie zrobiłby jej krzywdy, wciąż wierzyła mu bezgranicznie. Martwił ją natomiast jego stan. Jak się okazało, słusznie. Nie zdążyła go powstrzymać przed wpadnięciem w szklaną witrynę, której szybka potłukła się w drobny mak. Odruchowo ruszyła w jego kierunku i nie zatrzymała się nawet wtedy, gdy wprost powiedział, że ma uciekać jak najdalej stąd.
- Krew ci leci... - powiedziała, kompletnie ignorując jego narkotyczny bełkot. Być może nie wiedziała na co się pisze, decydując się zostać i mu pomóc, ale naprawdę nie widziała innej drogi. Zawsze była dla niego dobra, za dobra, ale taka już była jej natura. Nie potrafiła przejść obojętnie obok obcej osoby, której działa się krzywda, a co dopiero obok kogoś, kto swego czasu był dla niej całym światem. Nawet jeśli była to już przeszłość, to wciąż pamiętała o tym, jaka była z nim szczęśliwa i choćby z tego względu nie zasługiwał na to, żeby potraktowała go teraz jak śmiecia.
- Pokaż, mocno się skaleczyłeś? - Zbliżyła się, przede wszystkim chcąc go odsunąć od potłuczonego szkła, które z taką łatwością rozcięło mu skórę. Nie robiło jej się słabego od tego widoku. Nigdy nie była jedną z tych kobiet, które łatwo przestraszyć lub obrzydzić, co już niejednokrotnie jej pomogło. Próbowała go nakłonić do tego, żeby usiadł z nią na kanapie i pokazał jej ranę. Zabolało ją to, co powiedział, ale nie dała niczego po sobie poznać. Nie mogła pozwolić na to, żeby zacząć myśleć w ten sposób. To nie była jej wina, że zaczął ćpać i przegrał z nałogiem, gdy znikła z jego życia. Zrobiła już wszystko, co w jej mocy, żeby go przed tym uchronić, ale ostateczny krok należał do niego. Nie mogła go wyręczyć.
Chciała już poprosić, żeby tu na niej poczekał, gdy ona pójdzie do łazienki po apteczkę, ale zauważyła, że zaczął nerwowo przeszukiwać kieszenie. Nie musiał wyciągać swojego znaleziska z kieszeni, żeby domyśliła się co się w niej kryło. Siedząc obok na kanapie, znowu przytrzymała jego rękę, tą, którą ściskał woreczek z narkotykiem. - Wiesz, że to niczego nie zmieni, prawda? - Spojrzała mu w twarz, czując się dogłębnie rozdarta. Nie mogła mu zabronić ani jakkolwiek go powstrzymać. Nigdy nie była w takiej sytuacji, więc nie wiedziała, jaki to ból. Mogła się tylko domyślać, jak ciężko było mu się powstrzymywać przed zażyciem narkotyku, który przyniósłby chwilową ulgę. Wyglądał okropnie, znacznie starzej niż gdy widziała go ostatnim razem. Nie miała wątpliwości, że stały za tym narkotyki.
Jeśli mimo wszystko był zdeterminowany, żeby zażyć je ponownie, nie stawała mu na drodze. Po jej spojrzeniu mógł zobaczyć jak bardzo ją to boli, ale z dwojga złego wolała żeby naćpał się przy niej, niż w samotności, gdzie mogłoby się to skończyć znacznie gorzej. Nie miała pojęcia jakie myśli krążyły mu po głowie, ale wyglądał na kogoś, kto był krok od tego żeby przedawkować. Najchętniej zabrałaby mu te narkotyki i spuściła w kiblu, ale nie była oderwana od rzeczywistości i wiedziała, że niczego by to nie zmieniło. Gdyby rozwiązanie było tak proste, już dawno miałby to za sobą. Może nawet nigdy by się nie rozstali i byliby teraz jedną z tych szczęśliwych par, planujących wspólne życie. Niestety nałóg sprawił, że dla nich obojga te marzenia zostały przekreślone zanim jeszcze się pojawiły.

@Randy Hodder
Mów mi Zuza. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Joy#9747. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: nic strasznego w nich nie ma.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Eventy

Randal Hodder
Awatar użytkownika
29
lat
187
cm
Prekariat
Nie byłem już tym samym człowiekiem, którego znała kiedyś. Dręczyło mnie własne, pozbawione opioidów ciało. Zmęczone, nieobliczalne, silne i słabe jednocześnie, niejednoznaczne, opętane. To ciało, ta skóra i kości, pospinane mięśnie, połączenia nerwowe, żyły, tętnice, wszystkie wyniszczone organy nie należały już do mnie. Władzę przejęła heroina. Opanowała każdą myśl, pozbawiła kontroli i prawidłowej pracy każdy skrawek ciała. Pozostawiła po sobie tylko strach napędzany poczuciem winy.
- Nie podchodź. STÓJ, kurwa! – Ten krzyk chyba nie należał do mnie. Był obcy, jakiś odległy i dziwnie emocjonalny. Znowu się bałem. Całe ciało uwypuklało ten stan, celebrowało strach, trzęsło się, pociło i szukało ucieczki, głowa nie nadążała za rozbieganymi myślami. Myślami skupionymi tylko na Naomi i narkotykach. Bałem się o nią. O to, że zacisnę dłonie na jej delikatnej szyi i nie zatrzymam się dopóki nie doprowadzę do końca.
- Nieważne. Zostaw to...- Wybełkotałem. Podeszła blisko. Za blisko. Znów, po raz kolejny skupiła całą moją uwagę tylko na sobie. Zagarnęła przestrzeń, a ja nie wiedziałem co robić. Odsunąłem się kolejny krok. Rozdeptałem potłuczone szkło, wbiłem spojrzenie w jej oczy, długo analizowałem aż w końcu zaciągnąłem się powietrzem. Zrobię jej krzywdę jeśli wyciągnie do mnie rękę. Czułem to każdą komórką ciała, ale byłem za słaby żeby zatrzymać ją w miejscu. Znów stała obok, wpatrywała się we mnie, mówiła coś o kanapie i krwi, a ja nie wiedziałem co robię. Pozwoliłem się poprowadzić. Moje kroki zrobiły się jeszcze cięższe, zataczałem się, ociężałe ciało parło do przodu jak startujący parowóz. Usiadłem bezwładnie. Wzrokiem omiotłem pokój, a później zacisnąłem oczy. To tylko sen. Jakiś koszmar, po którym rano nie będzie śladu.
- Nawet nie wiesz ile to zmieni, Naomi – Szepnąłem z trudem. Tak bardzo chciałem skupić się teraz na jej oczach. Odświeżyć wspomnienia, jeszcze raz wrócić do tamtego związku, dać sobie złudne poczucie, że jesteśmy na swoim miejscu, ale nie potrafiłem. Każdą cząstkę ciała ciągnęło do białego proszku w za ciasnej kieszeni starych spodni. Miałem wrażenie, że woła mnie złudna perspektywa normalności, do której narkotyk doprowadzał moje ciało. Wystarczyła tylko jedna dawka i wszystko będzie w porządku. Jedna, jedyna dawka. Ostatni raz.
Szybko, roztrzęsionymi dłońmi narysowałem dwie białe kreski na blacie. Wyjąłem pięć funtów, zwinąłem angielską królową w rulonik i posłużyłem się jej podobizną w najmniej godny ze wszystkich sposobów. Przymrużyłem oczy, opadłem do tyłu opierając głowę o zagłówek i poddałem swoje ciało zachodzącym stopniowo zmianom.

@Naomi Eaton
Mów mi jak tylko chcesz. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak, z umiarem.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: uzależnienie od narkotyków, przemoc, dekadentyzm, wulgaryzmy.

Podstawowe

Za fabuły

Naomi Eaton
Awatar użytkownika
29
lat
174
cm
instruktor jazdy konnej
Nowi Zasobni Pracownicy
Bez słowa puściła więc jego dłoń, nie chcąc się wtrącać. Nie była nawet pewna czy chce na to patrzeć, więc gdy Randal zaczął usypywać ścieżkę na blacie stołu, po prostu wstała z kanapy i wyszła z salonu, omijając potłuczone szkło i rozlany sok. Nie miała pojęcia co wziął i jaki miało to przynieść efekt. Wiedziała natomiast, że nie da rady bezczynnie siedzieć obok i czekać na efekty.
Przez te parę minut zdążył narobić mnóstwo bałaganu. Przede wszystkim wizualnego, uprzątnięciem którego następnie się zajęła. Ostrożnie zebrała rozbite szkło, a mniejsza kawałki zamiotła nie chcąc, by któryś z kotów zrobił sobie krzywdę. Wszystkie były teraz pochowane i kompletnie przerażone zachowaniem nieznajomego, ale Naomi nawet nie zakrzątała tym sobie głowy. Bo to właśnie w niej miał miejsce kolejny bałagan, za który odpowiadał Randy. Sprzątając wyglądała na spokojną, jakby nic się nie wydarzyło, ale myśli dosłownie rozsadzały jej głowę. Czuła jak pulsują jej skronie, a to wszystko za sprawą nerwów wywołanych przez to niecodzienne, kłopotliwe spotkanie. Nie tak jak je sobie wyobrażała, o ile w ogóle. W mieszkaniu znowu zapadła głucha cisza, której nie potrafiła przerwać, chyba nie mając Randy'emu nic do powiedzenia, czy może raczej nie wyobrażając sobie, żeby mieli teraz przejść do przyjacielskiej pogawędki. Nie bardzo nawet chciała patrzeć w jego stronę i absolutnie nie miało to żadnego związku z tym, co właśnie zrobił. Nagle czuła się nieswojo w swoim mieszkaniu i z tym człowiekiem, mogłoby się wydawać bliskim, a jednak kompletnie obcym, bo nie zachowywał się w sposób, który znała. Niby nic dziwnego - w końcu minęło aż siedem lat, szmat czasu, nawet świat zmienił się nie do poznania... A jednak spodziewała się czegoś innego.
Wreszcie uprzątnęła cały bałagan, po czym udała się po apteczkę i wróciła z nim na kanapę, biorąc głęboki wdech.
- Teraz mogę? - Zapytała, uparcie wracając do tematu rany. Nie była pewna czy może liczyć na jakąkolwiek odpowiedź lub reakcję. Sądząc po lekko nieobecnych, mętnych oczach i rozrzuconym po kanapie ciele, nie powinna liczyć na wiele. Mimo to była nieustępliwa, nie potrafiąc go zignorować, mimo iż wyraźnie nie życzył sobie jej pomocy. Podejrzewała, że opór był chwilowy, a jego zachowanie po zażyciu narkotyku miało się diametralnie zmienić, co przynajmniej w teorii powinna przyjąć z ulgą. Wcale jej to jednak nie cieszyło, bardziej krępowało, bo nie wiedziała już, która wersja jest bliższa prawdziwemu "ja" Randy'ego.

@Randy Hodder
Mów mi Zuza. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Joy#9747. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: nic strasznego w nich nie ma.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Eventy

Randal Hodder
Awatar użytkownika
29
lat
187
cm
Prekariat
To wcale nie tak, że wziąłem to gówno i od razu poczułem się lepiej. Zakręciło mi się w głowie, świat na chwilę zawirował, oszalał, naćpał się razem ze mną, ale to tylko strzępki emocji. Marne, słabe namiastki, do których nie miałem dostępu, nie znałem ich nazw, imion, wydźwięku. Wszystko zlało się w jedną, szarą kulę jak posklejana plastelina. Kolory zatraciły się gdzieś w beznadziei szarej, ciężkiej masy. Aż w końcu przebiła czerń. Umiałem rozpoznać uczucie zawodu, rozczarowania samym sobą, bezsilnej szamotaniny, w której od samego początku nie miałem szans. Wykrzywiłem twarz w nijakim grymasie, ale po zaledwie kilku chwilach zalało mnie uczucie euforii, odprężenia, jakiś rodzaj magnetyzującego optymizmu, błogostanu i rozluźnienia. To od nich się uzależniłem. Chciałem, potrzebowałem tej chwileczki, nic niewartej, złudnej, głupiej, nierealnej chwileczki kiedy wszystko było w porządku. Nie było tego świata dookoła, Naomi, rozciętej ręki, strachu, bólu, stresu, przeszłości i...przyszłości. Tak, to chyba o to chodziło. Nie było przyszłości. Liczyło się tylko tu i teraz, tak miłe jak pierwszy seks z ukochaną kobietą. Zgodziłem się na to. Na brak przyszłości za zaledwie kilka krótkich minut. Co za niesprawiedliwa zamiana. Jak pakt z diabłem. Cyrograf. Zatraciłem się w nim, wreszcie rozluźniłem ciało. Oddech zaczynał wracać do normy. Strach mętniał i rozmywał się, a ja nie istniałem w tym wymiarze. Przerwał je głos. Dziwnie obcy, jakiś znajomy, ale nienaturalny.
- Możesz... - wyszeptałem mrukliwie jak zadowolony kocur. Nie zwracałem na nią uwagi. Oddałem się czemuś, co przez chwilę wydawało się epicentrum wszechświata – heroinie. Pewnie normalnie poczułbym do siebie odrazę, bo przecież ona istniała naprawdę. Jej twarz, zagubione, jasne oczy, jakiś dziwny rodzaj cierpienia. To też wydało mi się odległe, nawet jeśli przed chwilą byłem skłonny gryźć z bólu własne pięści. Ale to musiało się skończyć szybko. Za szybko. Nie wiem ile czasu minęło. Pół dnia, godzina, kwadrans, minuta czy kilka sekund. Ile by nie było, nie byłem na to gotowy. Na powrót do rzeczywistości, do swoich strzępków emocji, do za jasnych ścian, potłuczonej witryny, zakrwawionego łokcia i przede wszystkim do niej. Do jej zagubionej twarzy, wciąż przestraszonych oczu, których tak bardzo nie chciałem widzieć. Tak bardzo, że jeszcze w przypływie narkotycznego optymizmu, założyłem zgubiony kosmyk włosów za jej ucho. Był miękki, jasny jak jej tęczówki, uzależniająco truskawkowy. Uśmiechnąłem się delikatnie, narkotyki pchały mnie w stronę niewytłumaczalnej radości. Robiłem się senny, ale to przyjemne rozluźnienie nie było w stanie przykryć jej obecności. Wciąż bandażowała moją rękę. Gubiła się w swoich myślach, a najgorszy wydawał się fakt, że na kłębiące się w jej głowie pytania była bardzo prosta odpowiedź. Oba wcielenia należały do mnie. Oba, Naomi.
- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem – Mruknąłem bez cienia urazy. W tym stanie chyba nie byłem do niej zdolny, ale gdzieś pośród całego błogostanu jaki mnie ogarniał przebiło jedno, cholernie trzeźwe uczucie. Mała szpileczka żalu, która ukłuła cały układ nerwowy.
- Nie powinienem tego mówić, prawda? – Nie złościłem się. W moich oczach lawirowały delikatne iskierki, tańczyły walca na pustej przestrzeni, którą udostępniła zwężona do granic źrenica. Przez chwilę sprawiałem takie samo wrażenie, jak wtedy, kiedy jeszcze byliśmy razem szczęśliwi.
Gdyby nie te źrenice...
@Naomi Eaton
Mów mi jak tylko chcesz. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak, z umiarem.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: uzależnienie od narkotyków, przemoc, dekadentyzm, wulgaryzmy.

Podstawowe

Za fabuły

Naomi Eaton
Awatar użytkownika
29
lat
174
cm
instruktor jazdy konnej
Nowi Zasobni Pracownicy
Po raz ostatni owinęła jego ramię bandażem, kiedy we wręcz bezwarunkowym odruchu sięgnął jej włosów i założył kosmyk włosów za ucho. Na ułamek sekundy znieruchomiała, posyłając mu krótkie spojrzenie, które skrzyżowało się z jego spojrzeniem, tak różnym od tego, jakie widziała jeszcze przed kilkunastoma minutami. Było znacznie jaśniejsze, spokojniejsze, a jednocześnie jakby pełne życia, co sprawiło, że złapała się na tym, że ciężko było jej odwrócić gest. Takie niewinne gesty i wymiana spojrzeń sprawiały, że wspomnienia zalewały ją falami, wywołując mieszaninę słodko-gorzkich uczuć. Ją także coś ukłuło, gdy Randy wyznał jej swoje uczucia. Minęła dłuższa chwila nim odważyła się ponownie podnieść wzrok na twarz mężczyzny i nawiązać z nim kontakt wzrokowy.
- Chyba nie - zgodziła się z nim. Jej głos był cichy i zamyślony, ale po chwili uśmiechnęła się delikatnie i ulotnie, zupełnie jakby ten uśmiech został przywołany myślami, jakie właśnie pojawiły się w jej głowie. - Ale rozumiem czemu nie możesz zapomnieć... - nic ponadto chyba nie musiała już dodawać. Ich miłość była piękna. Naomi również ciężko było pogodzić się z takim jej końcem, ale wreszcie spojrzała prawdzie w oczy. Czasami zastanawiała się nad tym, czy odchodząc nie postąpiła egoistycznie. W pewnym sensie była w tym odrobina egoizmu - w końcu kierowała się własnym dobrem - ale na każdym kroku przecież trąbiono o tym, że należy walczyć o siebie. Dusiła się w tym związku. Ale też paradoksalnie tylko wtedy czuła, jak to jest żyć pełną piersią.
Wydawało jej się, że miała już ten etap ze sobą, ale fakty zdawały się mówić co innego. Przez siedem lat nie udało jej się stworzyć z nikim dłuższej relacji i choć miała za sobą parę romansów, to w żadnej z tych relacji nie czuła nawet w połowie tego, co z Randym, a ten fakt był cholernie frustrujący... Być może właśnie dlatego nie była w stanie ułożyć sobie z nikim innym życia. Randy poniekąd miał w nim zostać już na zawsze, nie tylko jako najlepsze wspomnienie, ale też jako przestroga. Zwyczajnie bała się przepaść tak po raz drugi i przeżyć to jeszcze raz, na nowo.
Mimo wszystko potrafiła teraz patrzeć na niego ze spokojem, a nawet zachowywać się względnie normalnie, przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe w tej codziennej sytuacji. Zdawała się mieć już wszystko od dawna poukładane w głowie.
- Powiedz mi... Mieszkasz teraz w Eastbourne? - Zapytała, zmieniając temat na bardziej przyziemny. Nie chciała rozdrapywać starych ran. Żadne z nich sobie na to nie zasłużyło. Poza tym zastanawiała się, gdzie się zatrzymał - o ile gdziekolwiek - i jak mu się żyje, bo miała pewne podstawy by sądzić, że nie jest to stabilna sytuacja.

@Randy Hodder
Mów mi Zuza. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Joy#9747. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: nic strasznego w nich nie ma.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Eventy

Randal Hodder
Awatar użytkownika
29
lat
187
cm
Prekariat
Ogarnęła mnie cisza. Oblepiła swoim zimnym spokojem kiedy oczy Naomi mimowolnie zerwały kontakt. Uciekała ode mnie. Od słów, niezagojonych ran, niewypowiedzianych emocji, tłumionych gestów, myśli wypisanych na twarzy, których dzisiaj nie umiałem już odczytać jak kiedyś. A jednak starałem się dużo bardziej niż wtedy kiedy „była moja”.
- Rozumiesz...? – Powtórzyłem półszeptem, dopiero na końcu nadając cichemu pomrukowi coś na rodzaj znaku zapytania. Uśmiechnąłem się delikatnie. Przełykałem gorycz gęstniejącą śliną, piekły mnie oczy, ale nie mogłem zatrzymać biegu wydarzeń. Na wpółprzytomnie przesunąłem dłoń w okolice jej policzka, pogładziłem go kciukiem, przesunąłem na usta obrysowując ich gładkie linie. Była taka wycofana, zagubiona, delikatna, krucha i eteryczna, że bałem się zrobić cokolwiek ponad to, co już widziała. A jednak coś zmuszało mnie do działania. Jej słabość. Nie. Moja słabość. Moja własna, nieograniczona pycha pchała mnie pod nóż. Rozdrapywałem rany. Sypałem je solą z maniakalnym uporem, doskonale wiedząc jak zakończy się bieg wydarzeń. I chciałem tego. Chciałem żeby wreszcie powiedziała to, co przełknęła ostatnim razem. Chciałem usłyszeć jak się mną brzydzi, jak bardzo zniszczyłem jej życie, jakim piętnem odcisnąłem się w jej przeszłości, przyszłości... cholera, a może tylko ja uczyniłem z niej swoje piętno? Może to tylko w moim życiu nie pojawił się nikt więcej, bo nikt nie mógł jej dorównać? Zaschło mi w ustach. Boże, pomóż mi jakoś...
- Co rozumiesz? – Zacząłem cicho, znów przekraczając granicę. Zbliżyłem czoło do jej czoła, zamknąłem oczy, delikatnie gładząc dłonią skórę na miękkim, nienaturalnie bladym policzku. Czułem jej spięcie, strach, niepewność, opór, którego nie potrafiłem zinterpretować. Nie chciała tego czy... chciała nie chcieć?
- Może tylko ci się wydaje... – Wyszeptałem nostalgicznie, drażniąc oddechem skórę na ustach, które teraz niemal stykały się z moimi. Nie mogła mnie rozumieć. Nie mogła wiedzieć jak często jej obraz odciągał mnie od heroiny, kiedy było już naprawdę, cholernie źle. Nie mogła rozumieć ile myśli poświęciłem jej od kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi i ile jeszcze poświęcę zanim wreszcie przekroczę tolerowaną przez organizm dawkę heroiny. Podświadomie czułem, że to już niedługo.
- bo...jak możesz rozumieć? – Zacisnąłem żeby, oczy, mięśnie na dłoni znacznie mocniej ściskając jej policzek. Nie planowałem zadawać jej bólu, nawet jeśli nie czułem siły z jaką napięło się moje ciało. Miałem wrażenie, że za chwilę pozwolę sobie na płacz, ale tym razem to ja zdecydowałem się na ucieczkę. Odsunąłem ją od siebie delikatnie. Odwróciłem głowę, wstałem gwałtownie, ruszyłem do drzwi i zatrzymałem się jakby dotarło do mnie, że jeszcze nie odpowiedziałem na jedno, zasadnicze pytanie. Znów gorzka fala zalała organizm, ale nie pokazałem jej swojej twarzy. Odwróciłem ją tak aby ramię zasłaniało wszystko, nad czym nie panowałem i jeszcze raz kątem oka zerknąłem na oszołomioną twarz byłej partnerki.
- Od dziecka, Nao... – Nie tłumaczyłem nic więcej. Chwyciłem za klamkę, a później... zawahałem się. Znów uciekniesz, prawda?
@Naomi Eaton
Mów mi jak tylko chcesz. Możesz się ze mną skontaktować przez GG 46417663 lub Discorda Hayley#9914. Piszę w pierwszej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak, z umiarem.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: uzależnienie od narkotyków, przemoc, dekadentyzm, wulgaryzmy.

Podstawowe

Za fabuły

Naomi Eaton
Awatar użytkownika
29
lat
174
cm
instruktor jazdy konnej
Nowi Zasobni Pracownicy
Te parę sekund, podczas których kciukiem gładził jej policzek, zaglądając prosto w oczy, zdawało się trwać w nieskończoność. Ten gest kompletnie ją sparaliżował, ale wbrew pozorom nie było to spowodowane lękiem, choć jego też nie brakowało. W końcu był normalną reakcją na to, co dziś zobaczyła, ale zdecydowanie nie był on aż tak silny, by wywołać taki efekt. Ten niepozorny gest dotykał ją bowiem głębiej niż Randy mógł to przypuszczać. Dosłownie czuła jak wszystkie dawne uczucia wracają. Może tak naprawdę nigdy nie znikły, tylko czekały przykryte kurzem? Ta niepokojąca myśl zakiełkowała jej w głowie zupełnie niechciana i nie chciała odejść.
Opuściła powieki, nieznacznie pochylając głowę do przodu i pozwalając na to, by włosy zakryły jej twarz, podczas gdy Randy cały czas głaskał ją po policzku. Nie broniła się przed ciągłym zmniejszaniem dystansu. Kiedy poczuła jego oddech na swoich ustach, coś wręcz ścisnęło ją boleśnie za gardło. Może dlatego nie była w stanie powiedzieć ani słowa, tym bardziej takiego, na jakie czekał. Z tym mógł być spory problem, bo choć chciała, to nie potrafiła go znienawidzić. To było znacznie trudniejsze niż kochanie go.
Kiedy się odsunął, było to jak wypłynięcie na powierzchnię i złapanie oddechu, którym jednak nie było jej dane długo się nacieszyć. Nie minęła chwila jak poczuła, że znowu traci grunt pod nogami, patrząc jak Randy zmierza w kierunku drzwi. Pochyliła się tak, jakby w kolejnej sekundzie miała wstać z kanapy, ale coś ją powstrzymało w połowie tego ruchu i nie była to jego odpowiedź, chodź ta powinna ją wprawić w zastanowienie. Czy to był kolejny z wielu faktów z jego dzieciństwa, jaki pominął, nie chcąc za wiele o nim opowiadać? Nie miał jednak znaczenia, ani teraz, ani wcześniej, choć może z tego powodu wybrałaby inne miasto, takie, o którego istnieniu być może nawet by nie wiedział. Stało się jednak inaczej i choć teoretycznie mogłaby naprawić to niedopatrzenie, to nie zamierzała się nigdzie wybierać. Tu było jej miejsce. Była tego pewna bardziej niż kiedykolwiek przedtem.
- Randy... - odezwała się, właściwie nie wiedząc, co chciała mu powiedzieć, ani co chciała osiągnąć, zatrzymując go w drzwiach. Zauważyła, że się wahał. Musiał być równie zagubiony, choć może z zupełnie innych powodów. Naomi wiedziała, że nie ma prawa go zatrzymywać. Nie po tym, jak pierwsza zdecydowała się odejść. A mimo to nie wyobrażała sobie, żeby teraz tak po prostu wyszedł i znikł za drzwiami. Wiedziała, że nie zdoła się już wyciszyć tego popołudnia, że myśli nie dadzą jej spokoju i będą ją nawiedzać jeszcze długo, nie pozwalając jej zapomnieć o byłym partnerze. Umarłaby z niepewności o jego życie, które zdawało się wisieć na włosku. Jednocześnie miała związane ręce i nie mogła zrobić nic, co rzeczywiście mogłoby mu pomóc. Nie była gotowa na to spotkanie i nie wiedziała, które rozwiązanie będzie prawidłowe. Każde wyjście z tej sytuacji wydawało jej się błędne, a czasu na podjęcie decyzji nie miała wcale.

@Randy Hodder
Mów mi Zuza. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Joy#9747. Piszę w trzeciej osobie czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: nic strasznego w nich nie ma.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Eventy

Odpowiedz