-
To możemy urządzić kolejną pogadankę naszemu naczelnemu, wiecznie zjaranemu pasożytowi - wzruszyła barkami, bo absolutnie nie miała nic przeciwko, żeby przyjąć na siebie rolę osoby, która truje tyłek drugiej osoby... No, a przynajmniej nie miała, kiedy chodziło o Billy'ego, bo i tak była w nim stanie zimnej wojny. Oczywiście nie tak na poważnie, bo ostatecznie lubiła tego zasrańca, ale niestety też był trochę wrzodem na tyłku, a przynajmniej dla Sonii, która była gotowa zebrać całe brudy, które zostawiał i wpakować mu je do pokoju. Pewnie nawet nie zauważyłby tego.
Poza tym w ich mieszkaniu z rachunkami był na razie taki problem, że każdy z nich miał inne zarobki. Jak na razie to Cass należała do tych najbogatszych, a przynajmniej była w najwyższej klasie społecznej. Tak notabene, Rosjanka totalnie nie czaiła tego mocnego podziału społeczeństwa, a tym bardziej nie lubiła tego. No, ale ona nie wychowała się w tej rzeczywistości od dziecka. U niej podział był znacznie prostszy - ci bogatsi i ci biedniejsi. Rzadko spotykało się kogoś, kto plasował się w złotym środku jako klasa średnia.
Krótko mówiąc, każdy kto z nich mógł płacił równą część rachunków, nie licząc Billy'ego, który niejednokrotnie nie mógł sobie na to pozwolić, a tym samym Sonia czuła się prawomocna do tego, by trzepnąć go po łbie, gdy znowu chciał zapasy jedzenia na swoje wieczory z trawą.
-
Możesz dorzucić zieloną herbatę - zaproponowała, bo akurat to była ulubiona Sonii. Poprowadziła wózek tak, żeby ten był za Timem, by miał wygodny dostęp do niego. Za to na wystawienie języka Rileya, Rosjanka z wyraźnie przesadną dramaturgią "złapała się za serce" i z udawanym oburzeniem spojrzała na swojego współlokatora.
-
To my tu ci miłość wyznajemy, a ty takie oszczerstwa o nieszczerości naszych uczuć? - sapnęła, ale po chwili uśmiechnęła się, już nie mogąc wytrzymać. Dodatkowo Tim dostał przyjacielskiego kuksańca od Sonii.
-
Zgadzam się - przytaknęła kelnerowi i sięgnęła po swoje ulubione ciasteczka owsiane, które były maczane po jednej stronie w czekoladzie. Rosjanka starała się zdrowo odżywiać, ale czasami po prostu miało się na coś ochotę i zdrowo było pozwolić sobie na spełnienie tej zachcianki. Prędzej czy później człowiek i tak pęknie, a wtedy mógłby mocno przesadzić.
-
Weźmy chleb pełnoziarnisty - zaproponowała, bo zdecydowanie wolała ten, niż od zwykłego, białego. Zresztą, najchętniej brałaby typowo czarny, który jadła od małego w Rosji. Niestety w Anglii nie mieli aż tak dobrego.
Heh, uroki życia z kobietami. Tak niefortunnie jeszcze było, że mieszkające ze sobą kobity często dostawały w tym samym czasie okresu, więc raz w miesiącu lodówka była permanentnie pusta, dziewczyny zirytowane i obolałe, a część męska mieszkańców - zapewne sterroryzowana. No, ale trzeba przyznać, że Riley stanął na wysokości zadania i dał radę uzupełnić zapasy podpasek i tamponów, a to się ceni! Monty pewnie bałby się nawet podejść na odpowiedni dział, a Billy pewnie kupiłby watę czy inne rzeczy. Czyli śmiało można stwierdzić, że Tim jest ostatnią deską ratunku, żeby totalnie nie zwariować z tym mieszkaniu.
-
Ej ej! Jakie z głowy? To nie jest dobra wiadomość! - zła być nie była, ale jej akcent stał się trochę wyraźniejszy, gdy z większymi emocjami zareagowała na takie stwierdzenie Riley'a. -
Lubimy spędzać z tobą czas, więc doceń siebie, bo inaczej będziemy rozmawiać - zagroziła żartobliwie, chociaż kto tam wiedział, co kotłowało się w tej kudłatej głowie. Bardzo możliwe, że jeśli Tim dalej tak będzie o sobie źle mówić, to wyląduje na kozetce, czyli kanapie, w salonie i dostanie długą pogadankę, że aż to on będzie miał dosyć reszty i dostanie cukrzycy z przesłodzenia. To była jedna z opcji.
I jak na złość, wjechała niechcący w wózkiem w jakąś kobietę w średnim wieku, która akurat stała i wybierała coś z półki. Nic się poważnego nie stało, to zaledwie było delikatnie pchnięcie, za które Rosjanka oczywiście przeprosiła, ale najwyraźniej nie miała szczęścia.
-
Młoda damo, co ty sobie wyobrażasz, tak w ludzi wjeżdżać?! Mogłaś mi zrobić krzywdę! Powinnaś uważać, a nie, pewnie za chłopakami się oglądać... - i zaczęła się tyrada, a Aristova aż jęknęła.
Rosjanka słyszała o amerykańskich Karenkach, ale nie była pewna czy istnieją ich odpowiedniczki w Anglii, a jeśli tak, to nawet nie wiedziała czy mają swoje nazwy. Na kogokolwiek wjechała - to właśnie był ten typ osobowości. Zbulwersowana kobieta dalej ciągnęła swoją tyradę, sama siebie nakręcając, a Sonia już dawno przestała słuchać. Jednak jeszcze przy niej stała, z miną podobną do
tegoż kotka. W sumie cała scena przypominała ten obrazek.
-
Widzisz? Tak się kończy, gdy myślisz o sobie źle. Masz niskie wibracje i przyciągasz ludzi o niskich wibracjach - szepnęła do Tima, ale niekoniecznie przejmowała się tym, by zachować cichszy głos. Dlatego też kobieta zauważyła, że Aristova zwróciła się do swojego towarzysza.
-
Ignorujesz mnie?! - Sonia skrzywiła się, słysząc piskliwy, zirytowany głos nieznajomej.
-
Tak, do widzenia - i złapała Riley'a za nadgarstek, a wózek mocniej pchnęła, szybko oddalając się od kobiety, do której już straciła cierpliwość, a nie miała ochoty słuchać gróźb o przywołaniu menadżera sklepu.
Dlatego też autentycznie uciekła z miejsca zbrodni, ciągnąc za sobą kelnera, by ten nie zgubił się jej w sklepie, gdy lawirowała między półkami.
@Tim Riley