Awatar użytkownika

lat

cm
Elita

The Beacon
centrum handlowe

The Beacon to największe, nowoczesne centrum handlowe w Eastbourne, które dzięki fantastycznemu wyborowi najlepszych marek, takich jak Primark, River Island, Clarks czy Pandora, cieszy się ogromną popularnością. Co więcej, w swojej ofercie ma mnóstwo kawiarni oferujących szeroki wybór kaw, herbat i ciast. Można tu również wykonać zakupy spożywcze oraz AGD.

Uwaga Jest to temat zbiorowy, w którym można odnieść się do dowolnego sklepu i lokalu, któremu nie został założony osobny temat w tym subforum.
Mów mi Eastbourne.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: .

Dla użytkownika

Sonia Andriejewna Aristova
Awatar użytkownika
19
lat
176
cm
Asystentka, stawia też tarota
Pracownicy Usług
002


Przykry obowiązek robienia zakupów spadł tym razem na Sonię. Osobiście dziewczyna kłóciłaby się z tym czy teraz jest jej kolej na wykonanie tej niemiłej dla niej czynności, ale jeśli miałaby liczyć na Billy'ego w wykonaniu tego, to zdecydowanie sama wolała się ruszyć do centrum handlowego. Co jak co, ale chłopak pewnie wróciłby z samą odmrażaną pizzą i pewnie skurczybyk zapomniałby, że Aristova nie je mięsa.
Serio, co Cassidy w nim widziała? To była zagadka wszechświata.
Przynajmniej w tym wszystkim nie była sama, a z Timem, który stanowił zdrową przeciwwagę normalności. Nie to, żeby Sonia miała coś przeciwko innościom, ale czasami czuła potrzebę odpoczynku od chaotycznego towarzystwa reszty wesołej gromadki.
Co prawda Sonia uczestniczyła w napisaniu na drzwiach od pokoju Timmy'ego "daddy, sorry?" razem z Cass i Mirką, ale o tym akurat nie musiał wiedzieć. Zawsze można było to zrzucić na Billy'ego i to nawet nie odbiegałoby od normy, bo sam był autorem dopisku na drzwiach od pokoju Monty'ego "kij w dupie", pajac jeden.
- Wezmę wózek, a ty możesz pakować rzeczy, zgoda? - zaproponowała Rileyowi, gdy wreszcie dotarli do sklepu spożywczego w centrum handlowym. Przynajmniej pojeździ sobie i MOŻE niczego niechcący nie zwali.
Ale na wszelki wypadek Soniacz niczego nie obiecywałaby.
- Okej, to musimy wziąć pieczywo, mleko, jajka, warzywa, owoce... - zaczęła wymieniać to, co było na liście zakupowej, którą wcześniej przygotowała sobie, by niczego nie zapomnieć. - ...karton batonów? - przeczytała nagle, zaskoczona czyimś dopiskiem. Zdecydowanie to nie było jej pismo. - 5 pudełek lodów? - i znowu koślawe literki napisane nie jej ręką.
- Zakładam, że to nie twoja sprawka? - zapytała żartobliwie daddy'ego Timmy'ego, bo obstawiała, że Riley raczej nie robiłby zapasów słodyczy godnych grubych imprez z ziołem. Chociaż, kto tam go wie?

@Tim Riley
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadku samochodowego i jego konsekwencje, nadużywanie alkoholu, przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Timothy Riley
Awatar użytkownika
28
lat
186
cm
kelner
Pracownicy Usług
Chociaż Tim był jednym ze starszych osób, nie czuł wcale presji wieku. Ba, on czuł się o wiele młodziej. Wiek to tylko liczba, a nie? Naprawdę lubił przebywać z całą wesołą gromadką i bawił się z nimi naprawdę dobrze. Kiedyś czuł się bardziej wycofany, teraz naprawdę odżył. A chociaż był osobą rozważną, wcale nie znaczyło to, że pilnował reszty jak policjant. Przeciwnie – przymykał oko na wiele rzeczy, bo młodość miała swoje prawa, a on przecież wcale nie był taki stary.
Nie wymigiwał się od pracy w domu, często starał się coś naprawić (z mniejszym lub większym powodzeniem), no i można go było poprosić o jakąś przysługę. Może i był spokojniejszy, ale poczucie humoru posiadał i to całkiem spore.
Na zakupy także nie trzeba go było wyganiać. W sklepie można spędzić czas całkiem przyjemnie. O ile ma się odpowiednie towarzystwo. Sonia była idealną kompanką do wyjścia. Czy dało się z nią nudzić? Nie, całe szczęście!
- Jasne – odpowiedział. Zawsze robił za pomocnika i tragarza, co mu wcale nie przeszkadzało.
Zgarniał z półek to, co mieli na liście, ale kiedy dziewczyna odczytała dopiski pod tym, co faktycznie było ważne, zaśmiał się.
- To nie moja sprawka, słowo – ale nie miał nic przeciwko. Jakieś przekąski, czy to słodkie czy słone były jak najbardziej mile widziane.
- Ale coś w tym jest, przydałoby się uzupełnić zapasy – dodał, zaglądając na listę. Sam lubił się objadać niezdrowym żarciem.
- Najpierw musimy zobaczyć, ile nam zostanie kasy. Potem można szaleć – oczywiście lepiej byłoby, gdyby im zostało trochę reszty, ale skoro potrzeby były różne…
- Jutro przyniosę coś z restauracji, gotowanie będzie z głowy – powiedział, pakując do wózka kolejne produkty. Dokarmiał ich, a pewnie. Do czasu aż im się nie znudzi włoska kuchnia.

@Sonia A. Aristova
Mów mi Aga. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Amarylis#9707. Piszę w 3 osobie i czasie przeszłym. Wątkom +18 mówię raczej nie, ale....
Szukam siostry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Sonia Andriejewna Aristova
Awatar użytkownika
19
lat
176
cm
Asystentka, stawia też tarota
Pracownicy Usług
Racja, zamiast autentycznego wieku, bardziej się liczyło to, jak ktoś się czuł. Oczywiście pomijając tu skrajne przypadki, jak sprawy związane z relacją między nieletnim a dorosłym. Jednak wiadomo, to była inna kwestia, w której wiek rzeczywiście był liczbą i to jeszcze mocno rozpatrywaną przez sąd. Na całe szczęście nikt z ich wesołej gromady nie miał takiego problemu. Wystarczyło, że każdy z nich miało już swoje obecne.
Ale hej! Grunt, że trzymali się razem i Sonia, nawet ze swoimi dużymi problemami z przywiązywaniem się do innych, musiała przyznać, że dla swoich współlokatorów wiele by zrobiła. Ostatecznie dynamika między nimi wszystkimi jakoś działała, skoro jeszcze nikt nikogo nie pozabijał... Okej, akurat tutaj może to była kwestia czasu, bo Billy uwielbiał zostawiać stosy brudnych ciuchów lub naczyń, a to działało na Sonię niczym płachta na byka. Szkoda, że potem biedny Monty bał się w ogóle wyjść ze swojego pokoju, a przecież nawet nie jemu się obrywało!
No nic, taki już był urok ich mieszkaniowego miłośnika roślinek. Pewnie dlatego też nie chciałby wyjść z Rosjanką na zakupy, bo stosunkowo niedawno znowu przeprowadziła świętą wojnę z Billym o jego niechlujstwo. Zresztą, Aristova po prostu miała też ochotę spędzić czas z Timmym, ot. Wreszcie obydwoje zgrali się czasowo, więc trzeba było to wykorzystać
Sonia dzielnie podsuwała wózek swojemu współlokatorowi, uważając, żeby przypadkiem nie wjechać mu koszykiem w nogi, aczkolwiek mogło się to zdarzyć, bo Rosjanka również zerkała na towary na półkach.
- Zapasy można uzupełnić, tylko mam dziwne wątpliwości czy to przypadkiem nie starczy na jeden wieczór... - podzieliła się swoimi obawami z Rileyem, bo wiedźma dałaby sobie rękę uciąć, że dopiski były sprawką Billy'ego - miłośnika marihuany.
- Okej, brzmi jak plan. To jeszcze musimy kupić jedzenie dla Salema, papier toaletowy, kawę, płatki śniadaniowe... - zaczęła dalej wymieniać to, co było zapisane na liście, przemieszczając się razem z Timem wzdłuż półek. Przerwała, gdy usłyszała dobrą nowinę od swojego współlokatora.
- Mówiłam już, że cię kochamy? - odparła, może zbyt eufemistycznie, ale hej! Darmowa pizza to darmowa pizza! Ona była warta całej dramaturgii i Sonia była pewna, że reszta załogi zareagowałaby podobnie.

@Tim Riley
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadku samochodowego i jego konsekwencje, nadużywanie alkoholu, przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Timothy Riley
Awatar użytkownika
28
lat
186
cm
kelner
Pracownicy Usług
- Pewnie masz rację – potaknął. - I nie żebym narzekał, ale jeśli będziemy tak szastać hajsem, to będzie bieda kiedy przyjdzie do płacenia rachunków – jak zawsze ostrożny. On się zwyczajnie martwił, taka prawda. Nie chciał, by ktoś z ich szalonej gromadki miał problemy. Jakoś sobie radzili, ale wiadomo jak to jest.
Riley nie zarabiał zbyt wiele, ale na życie i paliwo do samochodu starczało. Nie chciał korzystać z pieniędzy rodziców. Cenił sobie niezależność, poza tym jego matka miała rehabilitację i szło na nią zdecydowanie dużo kasy. Nie chciał obciążać nikogo dodatkowymi kosztami. Poza tym oszczędzał, ale kiedy ktoś ze współlokatorów chciał pożyczkę (którą czasem oddawali na świętego nigdy), nie robił problemu. Wczuł się chyba w rolę „ojca”. Był zorganizowany i przez to zwykle nie miał kłopotów.
- Kawa to podstawa – Tim był kawoholikiem, więc brał na siebie kupno zapasu ulubionego napoju.
- Ach i mój Earl Grey się kończy – zauważył. Nie było tego na liście, ale Riley pamiętał o tym, co chciał kupić.
- Tak, tak, oczywiście że mnie kochacie – uśmiechnął się. - Jak mnie nie widzicie – pokazał jej język. Zgrywał się, rzecz jasna. Nie wiedział co o nim mówią za jego plecami, ale skoro jeszcze z nimi mieszkał, to chyba nie było tak źle, prawda? Tim się starał, naprawdę.
- I koniecznie potrzebujemy słodyczy – a przynajmniej on potrzebował. Chudzina z niego, ale jeść lubił. No i ta jego słabość do czekolady.
- No dobrze, chleb zwykły, chleb tostowy, przydałby się makaron jeszcze i wiem, że ryż się skończył – zerknął na listę, nie było go na niej. Doszli do końca alejki i skręcili w następną, ku kolejnemu działowi.
Tim mógł chodzić na zakupy, nie ma sprawy, ale żeby tylko żadna z pań nie chciała po raz kolejny wysyłać go po podpaski czy tampony. Raz mu się zdarzyło i pamiętał, że kasjerka zapytała go, czy dobrze się czuje, taki był podobno czerwony i zakłopotany. Ach, życie z kobietami.
- W następnym tygodniu pracuję do późna, więc macie mnie z głowy - powiedział, sięgając po kolejne rzeczy z półek.

@Sonia A. Aristova
Mów mi Aga. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Amarylis#9707. Piszę w 3 osobie i czasie przeszłym. Wątkom +18 mówię raczej nie, ale....
Szukam siostry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Sonia Andriejewna Aristova
Awatar użytkownika
19
lat
176
cm
Asystentka, stawia też tarota
Pracownicy Usług
- To możemy urządzić kolejną pogadankę naszemu naczelnemu, wiecznie zjaranemu pasożytowi - wzruszyła barkami, bo absolutnie nie miała nic przeciwko, żeby przyjąć na siebie rolę osoby, która truje tyłek drugiej osoby... No, a przynajmniej nie miała, kiedy chodziło o Billy'ego, bo i tak była w nim stanie zimnej wojny. Oczywiście nie tak na poważnie, bo ostatecznie lubiła tego zasrańca, ale niestety też był trochę wrzodem na tyłku, a przynajmniej dla Sonii, która była gotowa zebrać całe brudy, które zostawiał i wpakować mu je do pokoju. Pewnie nawet nie zauważyłby tego.
Poza tym w ich mieszkaniu z rachunkami był na razie taki problem, że każdy z nich miał inne zarobki. Jak na razie to Cass należała do tych najbogatszych, a przynajmniej była w najwyższej klasie społecznej. Tak notabene, Rosjanka totalnie nie czaiła tego mocnego podziału społeczeństwa, a tym bardziej nie lubiła tego. No, ale ona nie wychowała się w tej rzeczywistości od dziecka. U niej podział był znacznie prostszy - ci bogatsi i ci biedniejsi. Rzadko spotykało się kogoś, kto plasował się w złotym środku jako klasa średnia.
Krótko mówiąc, każdy kto z nich mógł płacił równą część rachunków, nie licząc Billy'ego, który niejednokrotnie nie mógł sobie na to pozwolić, a tym samym Sonia czuła się prawomocna do tego, by trzepnąć go po łbie, gdy znowu chciał zapasy jedzenia na swoje wieczory z trawą.
- Możesz dorzucić zieloną herbatę - zaproponowała, bo akurat to była ulubiona Sonii. Poprowadziła wózek tak, żeby ten był za Timem, by miał wygodny dostęp do niego. Za to na wystawienie języka Rileya, Rosjanka z wyraźnie przesadną dramaturgią "złapała się za serce" i z udawanym oburzeniem spojrzała na swojego współlokatora.
- To my tu ci miłość wyznajemy, a ty takie oszczerstwa o nieszczerości naszych uczuć? - sapnęła, ale po chwili uśmiechnęła się, już nie mogąc wytrzymać. Dodatkowo Tim dostał przyjacielskiego kuksańca od Sonii.
- Zgadzam się - przytaknęła kelnerowi i sięgnęła po swoje ulubione ciasteczka owsiane, które były maczane po jednej stronie w czekoladzie. Rosjanka starała się zdrowo odżywiać, ale czasami po prostu miało się na coś ochotę i zdrowo było pozwolić sobie na spełnienie tej zachcianki. Prędzej czy później człowiek i tak pęknie, a wtedy mógłby mocno przesadzić.
- Weźmy chleb pełnoziarnisty - zaproponowała, bo zdecydowanie wolała ten, niż od zwykłego, białego. Zresztą, najchętniej brałaby typowo czarny, który jadła od małego w Rosji. Niestety w Anglii nie mieli aż tak dobrego.
Heh, uroki życia z kobietami. Tak niefortunnie jeszcze było, że mieszkające ze sobą kobity często dostawały w tym samym czasie okresu, więc raz w miesiącu lodówka była permanentnie pusta, dziewczyny zirytowane i obolałe, a część męska mieszkańców - zapewne sterroryzowana. No, ale trzeba przyznać, że Riley stanął na wysokości zadania i dał radę uzupełnić zapasy podpasek i tamponów, a to się ceni! Monty pewnie bałby się nawet podejść na odpowiedni dział, a Billy pewnie kupiłby watę czy inne rzeczy. Czyli śmiało można stwierdzić, że Tim jest ostatnią deską ratunku, żeby totalnie nie zwariować z tym mieszkaniu.
- Ej ej! Jakie z głowy? To nie jest dobra wiadomość! - zła być nie była, ale jej akcent stał się trochę wyraźniejszy, gdy z większymi emocjami zareagowała na takie stwierdzenie Riley'a. - Lubimy spędzać z tobą czas, więc doceń siebie, bo inaczej będziemy rozmawiać - zagroziła żartobliwie, chociaż kto tam wiedział, co kotłowało się w tej kudłatej głowie. Bardzo możliwe, że jeśli Tim dalej tak będzie o sobie źle mówić, to wyląduje na kozetce, czyli kanapie, w salonie i dostanie długą pogadankę, że aż to on będzie miał dosyć reszty i dostanie cukrzycy z przesłodzenia. To była jedna z opcji.
I jak na złość, wjechała niechcący w wózkiem w jakąś kobietę w średnim wieku, która akurat stała i wybierała coś z półki. Nic się poważnego nie stało, to zaledwie było delikatnie pchnięcie, za które Rosjanka oczywiście przeprosiła, ale najwyraźniej nie miała szczęścia.
- Młoda damo, co ty sobie wyobrażasz, tak w ludzi wjeżdżać?! Mogłaś mi zrobić krzywdę! Powinnaś uważać, a nie, pewnie za chłopakami się oglądać... - i zaczęła się tyrada, a Aristova aż jęknęła.
Rosjanka słyszała o amerykańskich Karenkach, ale nie była pewna czy istnieją ich odpowiedniczki w Anglii, a jeśli tak, to nawet nie wiedziała czy mają swoje nazwy. Na kogokolwiek wjechała - to właśnie był ten typ osobowości. Zbulwersowana kobieta dalej ciągnęła swoją tyradę, sama siebie nakręcając, a Sonia już dawno przestała słuchać. Jednak jeszcze przy niej stała, z miną podobną do tegoż kotka. W sumie cała scena przypominała ten obrazek.
- Widzisz? Tak się kończy, gdy myślisz o sobie źle. Masz niskie wibracje i przyciągasz ludzi o niskich wibracjach - szepnęła do Tima, ale niekoniecznie przejmowała się tym, by zachować cichszy głos. Dlatego też kobieta zauważyła, że Aristova zwróciła się do swojego towarzysza.
- Ignorujesz mnie?! - Sonia skrzywiła się, słysząc piskliwy, zirytowany głos nieznajomej.
- Tak, do widzenia - i złapała Riley'a za nadgarstek, a wózek mocniej pchnęła, szybko oddalając się od kobiety, do której już straciła cierpliwość, a nie miała ochoty słuchać gróźb o przywołaniu menadżera sklepu.
Dlatego też autentycznie uciekła z miejsca zbrodni, ciągnąc za sobą kelnera, by ten nie zgubił się jej w sklepie, gdy lawirowała między półkami.

@Tim Riley
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadku samochodowego i jego konsekwencje, nadużywanie alkoholu, przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Timothy Riley
Awatar użytkownika
28
lat
186
cm
kelner
Pracownicy Usług
- Nie licz na mnie, mój ojcowski autorytet chyba nie ma w tym wypadku nic do powiedzenia – wzruszył ramionami. Nie chciał być tym złym, czy coś. Mimo to powinni sobie wyznaczyć jakiś plan, jeśli mają zostać z kasą i z jedzeniem. Tim mógł wyżebrać coś w restauracji, ale nie o to chodziło. - Chyba potrzebujemy burzy mózgów i jakiegoś master planu – stwierdził.
Jego spokój i opanowanie było czasami godne podziwu. Riley jednak zawsze widział światełko w tunelu – niepoprawny optymista, któremu żadne zioło nie było potrzebne, by się uśmiechnąć.
Ale fakt, gadał od rzeczy.
- Dobrze, jest i zielona – zagarnął z półki herbaty i wrzucił do wózka.
- Nie czaruj, moja droga, nie czaruj – pogroził jej palcem. - Słyszałem ostatnio przypadkiem coś o tym, że od czasu do czasu mógłbym się zjarać trochę, bo jestem zbyt poważny. Jestem? - może i tak, ale chyba w każdej ekipie powinien być ktoś taki. W razie czego potrafił poratować w kłopotach, bo prawie zawsze myślał trzeźwo (no chyba, że był po kilku głębszych…).
Wziął z kolejnych półek wszystko, o czym mówili i zastanawiał się, czy jeszcze czegoś nie potrzebowali.
- Ok – potaknął. - To zostaną nam jeszcze warzywa i owoce, ale to zostawimy na koniec – akurat te były blisko kas, więc mogli sobie jeszcze pochodzić po sklepie i się porozglądać.
- Wybacz, ale starzeję się i chyba widać to w moim zachowaniu. Marudzenie i takie tam – Tim wzruszył ramionami. A może coś go dręczyło ostatnio i stąd takie negatywne odczucia względem siebie? Możliwe, nawet bardzo. On był dość tajemniczym człowiekiem, nie był z tych, którzy wyżalają się innym z łatwością. Przepadał za towarzystwem, ale wolał słuchać, niż mówić o sobie.
Kiedy Sonia wjechała wózkiem w jakąś kobietę, Tim pokręcił głową. Kiedy Aristova powiedziała coś o przyciąganiu ludzi o niskich wibracjach, wywrócił oczami, ale w końcu powiedział:
- Poddaję się! - uniósł w górę ręce. Zignorował też kobietę, która nadal wygłaszała swoją lekcję o braku wychowania młodych ludzi. Tim nie widział problemu, ale tamta najwyraźniej zareagowała tak, jakby ktoś chciał ją zamordować. Ruszyli dalej, byleby tylko nie słuchać tej tyrady.
- No dobrze, zgubiliśmy ją – powiedział, lądując w zupełnie innym dziale.
- Może przestanę marudzić – kto wie, może naprawdę było coś takiego jak zła aura i takie tam. Nie znał się na tym, ale nie przeszkadzało mu to, co interesowało Sonię.
- Dobrze, co tam jeszcze zostało na liście? - zapytał, rozglądając się po półkach.
Z oddali usłyszeli głos zezłoszczonej kobiety. Nadal narzekała na brak wychowania młodych ludzi.
- Chyba będziemy musieli się streszczać – powiedział do towarzyszki. - Chyba i tak mamy większość rzeczy, poradzimy sobie z resztą. Hmmm... – zaczął się zastanawiać, czy o niczym nie zapomniał. Wrzucił jakieś chipsy i krakersy do wózka. Może to niezdrowe, ale jak miał się zamiar napić, to dobrze było czymś zagryźć, nie?
- Słowo daję, że w końcu przez to jedzenie zacznę biegać – sport to zdrowie, nie? Nigdy nie było za późno na ruszenie tyłka. Chociaż na brak kondycji nie narzekał, w końcu cały czas chodził z zamówieniami w restauracji.
- Powtarzam to sobie od wielu lat i nadal nie zacząłem – przyznał się.


@Sonia A. Aristova
Mów mi Aga. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Amarylis#9707. Piszę w 3 osobie i czasie przeszłym. Wątkom +18 mówię raczej nie, ale....
Szukam siostry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Sonia Andriejewna Aristova
Awatar użytkownika
19
lat
176
cm
Asystentka, stawia też tarota
Pracownicy Usług
- Najprędzej to Cassidy by coś wskórała - zastanowiła się głośno, bo zauważyła, że nawet jeśli Billy chciał sprawiać wrażenie, jakby tak nie było, to zależało mu na zdaniu dziewczyny o nim. Heh, może mało to czyste zagranie, wykorzystywać tak czyjeś zauroczenie do osiągnięcia czegoś, ale biorąc pod uwagę to, że gdyby nie wpływ Cass, to że dawno utonęliby w stosie brudnych skarpet, a rachunki trzeba byłoby zapłacić z oszczędności, bo wszystkie fundusze poszłyby na odmrażane pizze i snickersy, to cel uświęcał środki. Można też stwierdzić, że to było utylitarystyczne podejście - trzeba było zadbać o korzyść wszystkich, a nie jednostek.
- Hę? - spojrzała na niego, zdumiona "oskarżeniem". W sensie na pewno taki pogadanki były odnośnie Monty'ego, ale czy ktoś wspomniał Timmym? - Ale my przecież uwielbiamy cię takiego poważnego! - zaprotestowała, bo z jakiegoś powodu "sorry, daddy?" znajdowało się na drzwiach Rileya i to nie tylko ze względu na jego wygląd, ale też aurę i charakter. Krótko mówiąc, oby Tim nigdy się nie zmienił! - Ale jeśli chcesz kiedyś zapalić, to daj znać, wtedy na pewno będziemy musieli zrobić duży zapas batoników - bo pewnie do tego wydarzenia dołączyłaby się większa część współlokatorów, a to oznacza sporo głodnych, zjaranych ludzi do wykarmienia.
- Jeszcze wszystko przed tobą, marudo! - zauważyła z rozbawieniem i z zadowolona zauważyła, że prawie skończyli z znienawidzonymi przez Sonię zakupami. - Ale jeśli kiedyś będziesz potrzebował pogadać czy coś, to daj znać - dodała, już trochę poważniej i z ciepłym uśmiechem. Może i teraz tak kelnerowi powiedziało się źle o sobie i Rosjanka miała nadzieję, że było był autoironiczny żart, ale mimo wszystko chciała zapewnić Riley'owi, że ma komu się wygadać, gdyby chciał. Akurat Sonia od dziecka była studnią wyżaleń swoich znajomych i to nie zmieniło się przez te wszystkie lata. Nie miała nic przeciwko temu - nawet to lubiła! Co prawda niejednokrotnie cierpiała na tym, bo sama miała duże problemy z zwierzaniem się i to była jedna z wielu rzeczy, którą powinna przepracować. Heh, pewnie dlatego też przepadała za tym, gdy zamiast na swoich przykrościach, mogła skupić się na czyiś. To było bezpieczne.
- Grunt, że z dala od tego babska - stwierdziła z zadowoleniem, gdy wreszcie przestali błądzić po działach. Również nasłuchała czy przypadkiem kobieta nie postanowiła ruszyć za nimi w jakąś dziką pogoń. Nawet jeśli nie zdecydowała się na to, jej krzyki dalej były słyszalne.
- Masz rację, warzywa i owoce możemy kupić w warzywniaku w drodze do domu - zaproponowała, woląc unikać terenów, które były bliższe miejsca zbrodni. - A tak poza tym, to wszystko mamy... - stwierdziła, pobieżnie porównując produkty, które znajdowały się już w ich koszyku, a które były zapisane na liście.
Z rozbawieniem spojrzała na Tima, który jednocześnie wrzucając niezdrowe jedzenie, wspomina o rozpoczęciu sportu.
- Jeśli chcesz, to możemy wspólnie zacząć biegać. Sama chciałam to zrobić - zaproponowała, bo razem raźniej, a Sonia akurat lubiła ćwiczyć. Uprawiała jogę, przemieszczała się na nogach, rowerze lub deskorolce, ćwiczyła krav magę z Justinem i coraz częściej zaglądała do stajni, zauroczona jeździectwem i kontaktem z końmi. Po prostu lubiła ruch i kiedy się działo.
Stosunkowo niedaleko nich rozległ się głoś już znanej im awanturniczki, a Sonia nie mogła powstrzymać skrzywienia się.
- Idziemy do kasy zanim zacznie się kolejna święta wojna? - zaproponowała, bo to, co mieli to mieli, a resztę spokojnie mogli uzupełnić w osiedlowych sklepikach.

@Tim Riley
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadku samochodowego i jego konsekwencje, nadużywanie alkoholu, przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Timothy Riley
Awatar użytkownika
28
lat
186
cm
kelner
Pracownicy Usług
- Dzięki – odparł. Nie do końca był pewien, czy pasuje do ekipy, ale może rzeczywiście ktoś poważniejszy jest potrzebny. Nie żeby trzeba było go namawiać na wyskoczenie na piwo czy jakąś imprezę. Lubił to, ale mimo wszystko trudno było zaprzeczyć, że pewien okres w życiu miał już za sobą. Gromadka współlokatorów miała swoje plusy, bo był o wiele bardziej wyluzowany niż według siebie, powinien, ale i tak odstawał od nich wszystkich.
- Dam znać, na pewno – uśmiechnął się. Jakoś nie miał nic przeciwko temu. Kiedy ludzie wokół byli zadowoleni i odprężeni, wszystko było o wiele prostsze. On także powinien czasem odpuścić i słowo, starał się.
- Wiesz, ja zawsze mam o czym mówić, tylko nie jestem pewien, czy ktoś chce mnie słuchać. Dlatego częściej zostawiam dla siebie pewne przemyślenia. Nie znaczy to, że nie chcę rozmawiać i dobrze mi jest tak, jak jest. Ja… - urwał, nie bardzo wiedząc, co ma powiedzieć. W końcu jednak dokończył zdanie.
- Mam tendencję do nie zawracania innym głowy. Wydaje mi się, że poradzę sobie ze wszystkim sam, ale tak naprawdę wcale tak nie jest. Cały czas chcę sobie coś udowodnić, ale najczęściej przegrywam – Tim potrzebował towarzystwa. Kiedy był sam, po prostu zamykał się w sobie. Kiedy jednak był pośród innych ludzi, śmiał się, żartował i nie było wcale widać, że z czymś miał problem lub po prostu się martwił. Kiedy coś się działo, zabierał aparat, wsiadał w samochód i jechał gdzieś, gdzie mógł uporządkować myśli. Najczęściej sam, ale czasami ktoś bliski był obok.
Upewniwszy się, że mają wszystko z listy (i nie tylko), skierowali się w stronę kas.
- Możemy spróbować biegania. Na nic innego chyba nie mam sił. Chociaż powiem ci szczerze, że czasem tęsknię do jeździectwa – każdy znał historię jego matki, znanej zawodniczki wielu zawodów, która wskutek wypadku podczas jazdy połamała się tak nieszczęśliwie, że do teraz miała kłopoty z poruszaniem się. Ciągle musiała korzystać ze wsparcia i rehabilitacji. Tim przez wiele lat nie podchodził do koni, podziwiając je z daleka. Czasem jednak chciał pójść w ślady rodziców, którzy odnosili sukcesy, a także siostry, która żyła jeździectwem. On potrafił już zbliżyć się do zwierzęcia, dotknąć go czy nakarmić, ale poza tym, nic. Często robił zdjęcia z oddali lub bliska. Jakaś część jego natury potrzebowała więzi z tymi zwierzętami.
Otrząsnął się z zamyślenia i wrócił do rzeczywistości.
- Tak, idziemy do kasy – potwierdził. - Mam nadzieję, że nie braknie nam pieniędzy. Jakby nie było, mamy trochę rzeczy spoza listy tych najpotrzebniejszych – zauważył. - Ale nie powinno być źle – zauważył.
Na szczęście wystarczyło, spakowali zakupy, zapłacili za nie i mogli ruszyć dalej. Oczywiście Riley wziął większość siatek, a przynajmniej te cięższe, co by Sonia nie targała zbyt wiele.
- Chyba wszyscy będą zadowoleni. To jeszcze warzywa i owoce i możemy wracać – tak naprawdę nie miał jeszcze na to ochoty, lubił się szwendać po okolicy.

@Sonia A. Aristova
Mów mi Aga. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Amarylis#9707. Piszę w 3 osobie i czasie przeszłym. Wątkom +18 mówię raczej nie, ale....
Szukam siostry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Sonia Andriejewna Aristova
Awatar użytkownika
19
lat
176
cm
Asystentka, stawia też tarota
Pracownicy Usług
To zrozumiałe, że Riley mógł się martwić, że za bardzo odstaje, ale tak naprawdę nie musiał się tym przejmować. Ich dom składał się z różnorodnych osobowości, które teoretycznie sprawiały wrażenie, jakby nie pasowały do siebie, a tu proszę! Oczywiście jednych lubiło się bardziej lub mniej, ale ostatecznie nikt nie odszedł, co o czymś świadczyło. Nikt też nie wieszał psów na drugim współlokatorze, co tylko oznaczało, że ich wesoła, kolorowa gromadka jakoś się zgrywała, a na pewno na tyle, że nie trzeba było się zamartwiać swoją innością, szczególnie jeśli ta polegała na byciu spokojniejszym i bardziej stonowanym.
Potem Rosjanka zamilkła, dając czas na wygadanie się Timowi. Spojrzała na niego ze współczuciem, bo cholera jasna, totalnie rozumiała o co chodzi jej współlokatorowi.
- Mogę cię zapewnić, że na pewno chętnie posłuchamy, co masz do powiedzenia, ale nic na siłę. Jak będziesz miał ochotę, to spróbuj wiesz... małymi krokami - zaproponowała delikatnie. - Bardzo możliwe, że na początku będzie to dla ciebie dziwne, niezręczne i w ogóle będziesz się czuł gorzej, szczególnie jak jest się przyzwyczajonym do takiego podejścia w stylu "dam radę zrobić wszystko sam", ale potem powinno być lepiej, bo potrafisz przyznać innym i sam przed sobą, że nie, czasem sobie nie daję rady, nie jestem idealny i dzięki temu można stać się bardziej wyrozumiałym dla siebie - Sonia nie była do końca pewna czy mówi tylko stricte do Tima, czy też nie zaczęła głośno myśleć. - A teraz muszę sama przyjąć sobie te słowa do serca, bo cholera, totalnie rozumiem, co masz na myśli z tym ciągłym próbowaniem udowodnienia czegoś sobie - dodała z średnio wesołym śmiechem. - Musimy nawzajem sobie przypominać, że nie musimy robić wszystkiego sami i mamy pełne prawo do przegrywania - zaproponowała, dając przyjacielskiego kuksańca swojemu współlokatorowi. Chętnie zapytałaby go czy jakieś konkretne wydarzenie wpłynęło tak na niego, powodując taki sposób myślenia, czy po prostu miał już taką naturę. Może jedno i drugie? Jednak Sonia czuła, że nie chce przesadzać i jeśli sam Tim nie poruszy tego wątku, to Aristova również tego nie zrobi. Mieli czas i może przyjdzie im jeszcze zwierzyć się sobie. Na razie Rosjanka cieszyła się, że chociaż trochę została obdarzona zaufaniem Rileya i podzielił się z nią tymi odczuciami.
- Ogólnie jak będziesz chciał, żebym postawiła ci karty tarota, odnośnie tego, co mi powiedziałeś lub na inny temat, to śmiało mów. Nie musisz w to wierzyć, a na pewno nie zaszkodzi spróbować - zaproponowała, łobuzersko puszczając oko swojemu towarzyszowi w zakupach. Oczywiście nie namawiała - jeśli Timmy miałby czuć się z tym niekomfortowo, to też nie chodziło o to, żeby zgadzał się na siłę. A jeśli był ciekawy, jak w ogóle to wszystko miałoby działać, to cóż... miał po sąsiedzku wiedźmę, która właśnie planowała zrobić mu niezapowiedziany, mały prezent w postaci miłego kamyczka na wspierającego wyrozumiałość wobec siebie. Może kwarc różowy?
- A czemu nie spróbujesz znowu? - spytała, bo Rosjanka nie siedziała, aż tak mocno w świecie jeździectwa, by wiedzieć o słynnej matce Tima i jej przypadku. Obiło jej się o uszy, że Tim miał doświadczenie z końmi, ale jakie dokładnie - tego nie wiedziała. Dlatego wlepiła zaciekawione spojrzenie w swojego współlokatora, ciekawa też, co takiego powstrzymuje go przed jeździectwem. Sama nie była jakoś szczególnie w tym doświadczona, ale musiała przyznać, że kontakt z końmi sprawiał jej dużą przyjemność. Dopiero się z tym wszystkim rozkręcała, ale pewnie niedługo zajęcia z jeżdżenia zacznie traktować jako pewną medytacją, podobnie jak to robiła z innymi formami aktywności fizycznej.
- Myślę, że zmieścimy się w budżecie - stwierdziła, próbując ocenić, ile może ich to wszystko kosztować. Ech, nie ma to jak bycie skromnym przedstawicielem pracowników usług. Sonia, jak się czasami wybierała z Cass na zakupy, robiła wielkie oczy, gdy widziała, jak ta swobodnie czyta ceny produktów lub nawet w ogóle na nie nie patrzy. Jakby, Aristova rozumiała, że plasowała się na wyższym szczebelku klas społecznych, ale wciąż szokowała ją te różnice przejawiające się w codziennych drobiazgach.
- Jak nie będą zadowoleni, to sami coś sobie dokupią - zauważyła Sonia. To, co mieli kupić, to kupili, a nawet wzięli parę rzeczy dodatkowych.
Aristova złapała wygodniej torby i zaczęła iść w kierunku powrotnym. Nieszczególnie się śpieszyła, bo też trudno było iść szybko, gdy niosło się zakupy, które czasami obijały się nieprzyjemnie o jej nogi. Gdy zobaczyła ich okoliczny warzywniak, zatrzymała się i odłożyła siatkę na ziemię.
- Może ja pójdę szybko zrobić zakupy, a ty zaczekasz z zakupami? Żeby już nie cisnąć się tam z torbami - zasugerowała, bo niestety sklepik nie był zbyt duży, więc szkoda byłoby obijać się o siebie.

@Tim Riley
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadku samochodowego i jego konsekwencje, nadużywanie alkoholu, przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Timothy Riley
Awatar użytkownika
28
lat
186
cm
kelner
Pracownicy Usług
- Wiem, że mogę na was liczyć, a wy na mnie. Przecież tatko musi być wyrozumiały dla swoich dzieciaków, prawda? - uśmiechnął się. - I mówię to poważnie, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – taka chyba mogła być ich dewiza. Jakby nie było Tim chciał być dla innych podporą i osobą, której można zaufać.
- Dobrze jest mieć kogoś z kim można pogadać – przyznał. - Wiesz, że to działa w obie strony. Gdybym ja mógł pomóc, to bardzo chętnie to zrobię – mówił absolutnie szczerze. Chciał być takim starszym bratem, który jak trzeba pomoże, ale czasem też opieprzy, gdy trzeba było. Tak, by poszło na zdrowie, a nie na niekorzyść tej drugiej osoby.
Tim pokiwał głową, nie było łatwo sobie wbić do głowy pewnych rzeczy. Niby wiedział jak jest, ale faktycznie przyjęcie tego, nie zawsze było łatwe.
- Niech to będzie dla nas lekcją na przyszłość – podsumował.
- I dobrze, będę was męczyć swoimi wykładami o życiu – obiecał. Niech będzie, co ma być. Może to wyjdzie na dobre. Warto spróbować. - A co do tarota, jasne, możesz – nie wierzył w to za bardzo, ale nie zaszkodziło. Znaczy niektórzy mieli jakieś dary i talenty, więc może rzeczywiście dało się coś wyczytać w kartach, ale był sceptyczny. To jednak nie przeszkadzało mu w wysłuchaniu tego, co uda się w nich zobaczyć. Tim po prostu nie skreślał nikogo, ani niczego.
W temacie jeździectwa sam nie wiedział, co myśleć. Wspominał, bo był za dzieciaka szczęśliwy w siodle, a jednak tyle się zadziało, że sam nie był pewien, jak sprawa się ma.
- Znasz historię mojej matki. To jedno, a drugie to fakt, że kiedy zacząłem się przekonywać do powrotu, moja przyjaciółka miała wypadek. Konie to wspaniałe zwierzęta, ale ciągle coś się dzieje i nie jestem przekonany, czy warto próbować znowu. Moja siostra jest zakochana w jeździectwie, a ja… wolę robić zdjęcia – często można go było spotkać podczas treningów panny Riley, albo na zawodach, gdy krążył z aparatem i starał się uchwycić wspaniałe momenty. Czasem gadał do wierzchowca siostry, zupełnie jakby wierzył, że mu to pomoże się przełamać. Ale póki co tak się nie stało.
- To byłby dobry temat do wróżby – tak mu się przynajmniej wydawało.
Gdy przystanęli, zajrzał do portfela i wyciągnął banknot i jakieś drobne i dał to dziewczynie.
- Trzymaj, jakby coś brakowało – powiedział, po czym znów wziął swoje siatki i szli sobie dalej.
Gdy Sonia zaproponowała, że sama pójdzie do warzywniaka, nie kłócił się. Podszedł do najbliższej ławeczki i usiadł. Grzecznie czekał.
Wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął czytać wiadomości, które otrzymał. Kiedy schował telefon, zaczął rozmyślać o słowach swojej towarzyszki zakupów. Chyba miała sporo racji i musiał to wszystko ogarnąć. Nie zaszkodzi mu to z pewnością. Nie chciał wyjść na buca i sztywniaka. Zdecydowanie nie.


@Sonia A. Aristova
Mów mi Aga. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Amarylis#9707. Piszę w 3 osobie i czasie przeszłym. Wątkom +18 mówię raczej nie, ale....
Szukam siostry.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Sonia Andriejewna Aristova
Awatar użytkownika
19
lat
176
cm
Asystentka, stawia też tarota
Pracownicy Usług
- Dobrze, tato - odparła żartobliwie z łobuzerskim uśmiechem, mając nadzieję, że rozluźni to trochę poważną atmosferę, która właśnie się pojawiła. Nie to, żeby Sonia miała coś przeciwko takim tematom do rozmowy, ale były na to lepsze i gorsze momenty, a jakoś robienie zakupów i rozmowa w miejscach publicznych, gdzie nie możesz w pełni skupić się na rozmówcy, nie była według Aristov najlepszą chwilą na to. - Będę pamiętać - mimo wszystko dodała z uśmiechem i dając przyjacielskiego kuksańca Riley'owi, ale miała to na myśli, co zresztą było po niej widać. Oczywiście jak wspomniała Rosjanka - otwieranie się nie jest łatwe dla osób, które mają tendencję do próbowania rozwiązania wszelkich problemów samemu, o czym niestety doskonale wiedziała, ale kto wie? Może z czasem zacznie się bardziej otwierać, wspólnie z Timem? Krok po kroku, może dojdą wreszcie do jakiegoś momentu, w którym będzie im w miarę łatwo przychodziło zwierzanie się innym?
- Super! Jak będziesz gotowy na czytanie, to po prostu zapukaj do mojego pokoju! - co jak co, ale nie spodziewała się, że kelner tak szybko się na to zgodzi. Oczywiście, gdyby nie chciał, Sonia absolutnie nie zmuszałaby go do tego, ale wciąż była mile zaskoczona pozytywną reakcję współlokatora. Aristova lubiła czytać innym tarota, traktując to jako trening, a jeśli jeszcze pozwalało to innym spojrzeć z innej perspektywy na to, o co się pytali lub jakoś uporządkować myśli, to w ogóle już odczuwała dużą satysfakcję. Czy karty pomogą Timowi? To się okaże!
Rosjanka zmarszczyła brwi, nie będąc do końca przekonana czy rzeczywiście wie o wypadku matki Tima, ale nic nie mówiła. Możliwe, że po prostu musiała sobie przypomnieć historię. Na razie wysłuchała współlokatorka, kiwając lekko głową na znak, że rozumie.
- Może kiedyś się przełamiesz, ale nie ma co na siłę tego robić, ale jak masz jakieś rady dla totalnego świeżaka w jeździectwie, to bardzo chętnie je przyjmę. A twoje zdjęcia widziałam, są naprawdę ładne - pochwaliła, bo było co chwalić. Aristova lubiła przeglądać, chociażby Instagram Tima, gdzie wrzucał swoje fotografie. Odczucia jego współlokatora, co do koni rozumiał. Sonia do dziś miała duże problemy z jazdą samochodem, odpuszczając sobie robienie prawa jazdy i unikając tego transportu jak może. Jeśli musiała, to i przejechała nim, ale były dla niej męczące, nawet pokonanie krótkiego dystansu, bo cała mimowolnie napinała się, czujnie rozglądała czy nic nie nadjeżdża z boku, a skrzyżowania sprawdzała kilkukrotnie, nawet jeśli nie kierowała. Zawsze wychodziła z samochodu z ulgą, ale również odczuwając zmęczenie i ból w napiętych mięśniach.
Aristova pokiwała głową na znak, że tak, Tim rzeczywiście mógłby o to zapytać kart. Ciekawe czy ostatecznie to zrobi?
Sonia odebrała dodatkowy banknot i wyruszała na polowanie na warzywa. Tym o to sposobem zdobyła wszystko, co było na ich liście, a co nie udało im się zgarnąć w poprzednim sklepie przez nieznajomą kobietę. Dziewczyna z zadowoleniem zauważyła, że pieniądze kelnera nie były potrzebne, a oni sami zmieścili się w budżecie. Dlatego też oddała gotówkę Timowi i złapała swoją część siatek.
- Okej, możemy wracać - stwierdziła z uśmiechem i zaczęła iść w kierunku mieszkania ze swoim towarzyszem, zadowolona z wykonania tego nieprzyjemnego dla niej obowiązku i z mile spędzonym czasem ze swoim współlokatorem.

z.t x2 <3
Uwaga, moje posty mogą zawierać: opisy wypadku samochodowego i jego konsekwencje, nadużywanie alkoholu, przemoc, wulgaryzmy.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Eventy

Madeleine Choi
Awatar użytkownika
28
lat
167
cm
Tłumaczka chińskiego i koreańskiego
Uznana Klasa Średnia
Madeleine należała do grupy typowych kobiet, które potrafiły spędzać czas na zakupach i godzinami, by ostatecznie wynieść ze sobą jedną rzecz, upewniwszy się wcześniej czy aby na pewno dobrze leży i nic nie odstaje. Albo z wieloma torbami wypełnionymi po brzegi, tak też się zdarzało. Dzisiejszy dzień okazał się jednak wyjątkiem od reguły. Rex - jej współlokatorka, słysząc przez telefon, że kobieta jest w okolicach galerii handlowej, ubłagała ją, żeby dla niej wskoczyła do sklepu herbacianego i kupiła dla niej konkretny susz herbaty, który chciała. Zgodziła się, skoro już miała po drodze do domu to poświęci te parę minut na zrealizowanie specjalnego życzenia rudowłosej. Nie pozostało jej nic innego jak zaparkować swoje auto na parkingu i udać się do wspominanego wcześniej punktu.
Włóczenie się po korytarzu galerii nie należało do jej ulubionych czynności. Owszem, w samych sklepach potrafiła rozglądać się i oglądać produkty, ale gdy chodziło o dotarcie do nich, wolała zrobić to jak najszybciej i jak najkrótszą drogą. Nie pamiętała dobrze planu galerii, więc zdecydowała się podejść do mapy, na której miała wszystko rozpisane. Zlokalizowała na niej swój cel podróży, by następnie pewnym krokiem zacząć iść w jego stronę. Chwyciła swoje okulary przeciwsłoneczne, by ulokować je na czubku głowy, zaczesując swoje rozpuszczone ciemne i długie włosy do tyłu. Okulary były częstym dodatkiem do jej odzienia. Służyły jej do ochrony oczu, które niestety były wrażliwsze na światło od przeciętnego człowieka.
Krocząc tak przed siebie, uznała że skoro już jest w galerii to skorzysta z okazji i zanim opuści budynek, zahaczy jeszcze o drogerię, by uzupełnić zapasy w swoich kosmetykach. Niektóre kremy zaczynały jej się powoli kończyć, a takową maskę do włosów zdążyła zużyć już parę dni temu, więc zdecydowanie warto było dokonać zakupów, by nie poświęcać specjalnie na to czasu w inny dzień.
Kupno herbaty w herbaciarni poszło jej sprawnie, gdyż oprócz niej nie było żadnego klienta w lokalu, więc pozostało jej tylko udać się do ostatniego celu podróży i wrócić następnie do domu. Jako że nie sprawdziła dokładnej lokalizacji drogerii - szła przed siebie, rozglądając się dookoła i oczekując aż w końcu szyld drogerii ukaże jej się przed oczami. Cholera, gdyby częściej tu bywała, już by wiedziała gdzie się konkretnie udać. Pamiętała że ostatni raz w tym miejscu pojawiła się parę lat temu, u boku swojego ówczesnego męża, który postanowił kupić dla niej nową sukienkę w jednym z droższych sklepów z ubraniami. Nie wspominała tego dnia zbyt dobrze, gdyż po skończonych zakupach pokłócili się ze sobą. Nie potrafiła znaleźć dobrych wspomnień z tym człowiekiem. Owszem z początku zdawało jej się, że wszystko jest dobrze i wspaniale, tak z czasem docierało do niej jak toksycznym człowiekiem on był. Nie mówiąc już o tym jak czuła się przez niego wykorzystana.
Madeleine mimo tego nie rozpaczała nad utraconym czasem, jaki przyszło jej zmarnować przy tym człowieku. Starała się nie myśleć o tym co zaszło i iść do przodu z uniesioną głową. Teraz była wolna i mogła prowadzić swoje życie jak tylko chciała. Przystanęła na chwilę, by uniknąć kolizji z nastolatkiem wpatrzonym w telefon i gdy ten oddalił się od niej, wkroczyła do drogerii, której wejście znajdowało się już tuż obok niej. Zatrzymała się w alejce z produktami przeznaczonymi do pielęgnacji włosów. Lustrowała kolejne to półki, by odszukać poszukiwaną przez nią rzecz.

@Hazel Judy Pearson
Mów mi Leida. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Leida#0757. Piszę w 3 os. czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię raczej tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: błędy, dziwnie złożone zdania i literówki.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Hazel Judy Pearson
Awatar użytkownika
27
lat
175
cm
Rysownik komiksów
Prekariat
Wstała lewą nogą. W sumie zawsze tak wstawała. Nie jej wina, że budziła się po tej stronie łóżka! Zresztą jej dzisiejsza noc nie była dobra. Dzikie wrzaski zza ściany nie dawały jej spać, a gdy tylko ustały jakieś dziecko zaczęło płakać, a ją coś trafiło. Dobrze wiedziała, że mieszkanie w takiej, a nie innej dzielnicy niesie za sobą wiele dziwnych rzeczy jednak na litość kota, czy dziś wszystko musiało ją irytować? Najwidoczniej tak. Mówi się trudno i żyje dalej. Tak przynajmniej chciała zrobić gdy wreszcie zsunęła swoje ciało, z łózka i nawet się ubrała, co zajęło jej dość sporo czasu. Nadal uczyła się żyć na nowo. Nadal szukała spojrzeniem jakichś zmiennych. Jednak mimo wszystko nic się nie działo. Może naprawdę wpadała w wielką paranoję? Jednak, kto by nie wpadł po tym co przeszła? Westchnęła ciężko gdy zakładała trampki i już po chwili opuszczała swoje mieszkanie. Nie zamknęła drzwi. nie musiała. Miała zbyt dobre układy, z mieszkańcami by miała się obawiać okradzenia. Zresztą nie raz piła, z chłopakami pod klatką i nawet udawało się jej czasem pójść, z nimi w tany na inne dzielnice. Tu była u siebie. Każdy ją znał, a co za tym idzie, nikt niepowołany nie wejdzie do jej mieszkania. Babcie, z osiedlowego monitoringu zapewne poinformowałyby, miłych chłopców siedzących na ławce co się dzieje. Przynajmniej pod tym względem cieszyła, się z bycia częścią patologicznego osiedla oraz swoich relacji, z nimi. Nawet teraz gdy zbiegała po schodach w wymiętych ciuchach, jakie zdecydowanie nie były jej -zapewne zwinęła je przedostatniej nocy. Jedyne co należało, do niej to trampki. Krótkie spodenki oraz bluza, z motywami z jakiejś gry rozpięta do połowy tak, że poł świata mogło podziwiać jej biust, należała już do kogoś innego. Kogo? Judy nie miała pojęcia. Nie znała jej. Trudno. Teraz musiała zrobić coś, za czym nie przepadała. Zakupy. Właśnie w tym celu zgarnęła, z domu przepastny plecak i ruszyła do galerii, mając głęboko w dupie fakt, że wygląda dość wulgarnie, a może wyzywające, a może jedno i drugie? Nieważne. Liczył sie cel, a ten był prosty. Musiała zrobić zakupy i w tym celu udała się do galerii, gdzie frustracja brała górę. Wszędzie ludzi, a raczej zombie. Jak można żyć, będąc wpatrzonym w telefon?! Trudno. Przeżyła. Zrobiła pobieżne zakupy spożywcze i już miała wychodzić gdy do głowy wpadł jej kolejny durny pomysł. Farba do włosów. Może i wcześniej wzięła i zafarbowała się na coś, co miało być jasnym kolorem, a wyszło białe no ale czemu nie zmienić koloru? W tym celu udała się do drogerii, w jakiej jak zawsze było od zawalenia ludzi. Mknęła między nimi niczym cień jednak w chwili gdy na jej drodze pojawiło się kolejne zombie, skręciła gwałtownie i wpadła na bogowie ducha winną osobę -Wybacz- rzuciła krótko, unosząc dłonie ku górze, w geście niewinności i poddania dodając -cholerne zombie- Jak nic nie lubiła tej dzisiejszej mody. Każdy zapatrzony w telefon, co zwykłe przejście zmieniało, w wielki tor przeszkód. Dopiero teraz uniosła spojrzenie w stronę osoby, na jaką wpadła. Jej przenikliwe spojrzenie zlustrowało dziewczynę, od stup do głów. Taki odruch. Nic nie poradzi, że szuka w ludziach wszystkiego, co może być przydatne jej twórczości. -Mad?- Wyrwało się, z jej ust w chwili gdy przesunęła spojrzenie na twarz tej młodej, a może i też nie Azjatki. Było w niej coś znajomego, a zarazem obcego. Jednak chwila każda osoba była na swój sposób obca dla Judy przez wzgląd na jej oderwanie od rzeczywistości. Mogła nie pamiętać wielu imion, lecz twarze zawsze kojarzyła. Ot zboczenie zawodowe. Mimowolnie zatrzymała się w miejscu, wsuwając dłonie do kieszeni spodni, jakie ewidentnie były damskie biorąc pod uwagę fakt, iż niewiele w nich się mieściło (kieszeniach oczywiście)
@Madeleine Choi
Mów mi . Piszę w 3os, czas przeszły. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Za fabuły

Madeleine Choi
Awatar użytkownika
28
lat
167
cm
Tłumaczka chińskiego i koreańskiego
Uznana Klasa Średnia
Sama Madeleine nie wiedziała jak to jest żyć z kimś w sąsiedztwie i dzielić z obcymi ludźmi konkretną budowle. Wychowywała się w domu jednorodzinnym, gdzie mieszkała wraz ze swoim ojcem i matką. Rodzeństwa nie miała, nie miała nawet w okolicy żadnej ciotki czy innego wujka, by móc się regularnie spotykać ze swoim kuzynostwem. Wszyscy mieszkali w Korei. Widywała się raz na jakiś czas ze swoją rodziną, głównie w czasie trwania ważniejszych dla Koreańczyków świąt. Czy lubiła te wypady? Niespecjalnie. Nie odnajdywała się w tamtejszej kulturze, choć rozumiała z czym to się mniej więcej je. Jednak ona sama prywatnie nie czuła się w niej dobrze. Miała co prawda namiastkę jej w postaci swoich rodziców, którym przyszło ją wychować, ale mieszkali od ponad dwudziestu pięciu lat w Anglii, więc oni nie byli tym samym co jej dziadkowie czy wszelkie wujostwo. Na rodzinnych spotkaniach na półwyspie było zupełnie inaczej. Później przyszło jej zamieszkać w Eastbourne u boku męża, z którym też mieszkała w domu, a nie w mieszkaniu. Znała z widzenia okolicznych mieszkańców domkowego osiedla, ale z nikim nie zacieśniła jakieś większej relacji. Nawet nie zamierzała tego robić na siłę. Była zresztą zajęta swoimi problemami z Aaronem oraz studiami w późniejszym czasie.
Miała właśnie wyciągać dłoń, by sięgnąć po jedną z zauważonych przez nią masek do włosów, by przeczytać jego skład, czy aby na pewno nie znajdowały się w niej jakieś szkodliwe składniki. Madeleine nie była chemikiem, ale po przestudiowaniu informacji w Internecie odnośnie tego czego unikać w kosmetykach, potrafiła rozpoznać z nazwy składniki niesprzyjające niczemu dobremu. Nie zawsze była nieomylna, więc gdy tylko nie była pewna co do konkretnej nazwy - sprawdzała na szybko w aplikacji, którą sobie zainstalowała na swoim smartfonie. Wspomnianego wcześniej ruchu ostatecznie nie sfinalizowała, gdyś ktoś właśnie na nią wpadł.
- Patrz jak chodzisz! - wyrzuciła z siebie w zdenerwowaniu te słowa, nie przyglądając się nawet osobie, która to na nią wpadła. W jej głosie dało się wyczuć wyraźną frustracje tym zdarzeniem. Jak ktoś śmiał naruszyć jej przestrzeń osobistą! Taka już była. Madeleine nietrudno było wyprowadzić z równowagi, zwłaszcza gdy spotykało się z nią prywatnie, a nie w interesach. Wiedziała, że jako tłumaczka musiała się hamować z chamskimi komentarzami, czy wyraźnym okazywaniem swojego niezadowolenia. Było to dla niej niezmiernie trudne, nie zawsze jej to wychodziło i niekiedy wkurzona potrafiła powiedzieć o parę słów za dużo swojemu rozmówcy, ale przynajmniej się starała.
Chciała pocisnąć kolejnymi nieprzychylnymi zdaniami, miała je nawet już przygotowane w głowie, prawie że zaczęła nimi rzucać, nawet zdążyła rozchylić usta. Ostatecznie zdawało się jakby zamarła na ułamek sekundy, a na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie. Nawet nie zwróciła uwagi, że stojąca przed nią Hazel wypowiedziała jej imię w sposób zdrobniały. Normalnie by zaczęła za to fukać, bo przecież musiała wszystkich wokół uświadamiać jak to nienawidzi, gdy ktoś zwraca się do niej w sposób zdrobniały, ale wyglądało na to, że niecodzienność tej sytuacji popchnęła do wyjątku.
- Hazel? - wypowiedziała ostatecznie jej imię, nie była w tej chwili w stanie wypowiedzieć coś konkretniejszego, a dzięki temu pytaniu miała czas na przyjrzenie się dziewczynie, czy aby na pewno nie pomyliła się i rozpoznała nie tego człowieka. Ostatecznie nie doszło do żadnej pomyłki. To była ona - kobieta, którą niegdyś poznała na imprezie studenckiej. Był to jedyny moment, kiedy Madeleine się zdecydowała na nie wybrać. Preferowała przebywanie w zaciszu czterech ścian niż integrować się na takiego typu wydarzeniach. Tym razem postąpiła inaczej, nie mogła usiedzieć w domu razem z mężem, więc tego dnia zdecydowała się wyrwać i "zaszaleć". Choć wydawała się wówczas kobietą, która niespecjalnie odnajdowała się w tłumie tańczących i dobrze bawiących się ludzi, jednak nie przeszkadzało jej to kroczyć przed siebie z uniesioną głową, lustrując kolejno to mijanych ludzi, gdzie ostatecznie jej wzrok spoczął na Hazel, z którą to wymieniła się spojrzeniami. I tak narodziła się ich znajomość.
- Mogłaś zwyczajnie zaczepić mnie i zagadać, a nie tak od razu wpadać - skomentowała zaistniałą wcześniej sytuację, ponownie kierując wzrok na półki sklepowe. Może i brzmiało to jak niewinny żarcik, ale nie dało się odczuć tej żartobliwości w głosie Madeleine. Jego ton był w pełni poważny, ale za to z wyczuwalną dozą sarkazmu.

@Hazel Judy Pearson
Mów mi Leida. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Leida#0757. Piszę w 3 os. czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię raczej tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: błędy, dziwnie złożone zdania i literówki.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Hazel Judy Pearson
Awatar użytkownika
27
lat
175
cm
Rysownik komiksów
Prekariat
-Zagadanie jest nudne, a Ty nie lubisz nudnych ludzi- Odparła, z pewnością siebie godną angielskiej pewności przenosząc spojrzenie na półkę, z kosmetykami. Przez chwile przyglądała się im z zaciekawieniem, jednak szybko stwierdziła, że nigdy nie zrozumie tej kobiecej logiki. Po co komuś tysiące preparatów do włosów, skóry, paznokci czy innych części ciała?! Jej wystarczał jeden szampon, żel do ciała i tyle. Pod tym względem przypominała statystycznego faceta, jakiemu do szczęścia potrzeba było naprawdę mało. Ona natomiast kochała perfumy. Jeśli, o nie chodzi, posiadała małą kolekcję, i to już nie było dziwne. Jednak jak, to się mówi. Każdy ma swoje zboczenia. -Poza tym zwróć uwagę, na ilość osób pogrążonych w telefonach. Nie da się normalnie przejść- nie musiała tego mówić, tłumaczyć się jednak powiedzmy sobie szczerze, dobrze pamiętała złożoność osobowości tej tutaj. Pamiętała jej spojrzenie tamtego wieczoru oraz opór, jakim emanowała w miejscu, gdzie większość ludzi była wesoła i beztroska. Była inna, i ta inność przyciągnęła Judy do niej. Spojrzenie. Wyniosłe. Przepełnione pogardą do ludzkości. Prawie takie samo jak w tej chwili. Jedynie język nieznacznie się zmienił. Była teraz odrobinę bardziej wulgarna? Możliwe. Jednak nie znała ludzi panujących nad językiem. Każdy kiedyś musiał poplamić swoje słownictwo. Świat jednak nie był miejscem przyjaznym. On po prostu był tak samo jak i one tutaj. -Dasz się zaprosić na coś słodkiego?- Spytała, odkopując w odmętach umysłu wszystko, to czego ją nauczyła wiele lat temu. Była, to ciężka sztuka jednak mimo wszystko była, z siebie dumna. Przecież właśnie zadała pytanie przy użyciu języka, jaki nie był jej ojczystym. Ba był jedynie zakurzoną szufladką w jej umyśle, jaką właśnie starała sie odkopać tylko i wyłącznie po to, aby udowodnić jej, że jednak czas spędzony na poznawaniu jej świata nie był stracony. Owszem wiedziała, że składniowo czy gramatycznie mogła brzmieć naprawdę okropnie, jednak hej starała się więc można było, jej wybaczyć prawda? Zresztą nie używała tego skomplikowanego języka od wielu lat.
@Madeleine Choi
Mów mi . Piszę w 3os, czas przeszły. Wątkom +18 mówię tak.
Szukam brak danych.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: brak danych.

Podstawowe

Za fabuły

Madeleine Choi
Awatar użytkownika
28
lat
167
cm
Tłumaczka chińskiego i koreańskiego
Uznana Klasa Średnia
Madeleine nieraz narzekała, że wiele cennych minut traci na pielęgnację swojej cery i ciała, które by oszczędziła, gdyby ograniczyła się tylko do podstawy. Jednak nie była w stanie zmienić swojej rutyny. Choć czas na tym traciła, była do tego mimo wszystko przyzwyczajona, by wstać wcześniej aby zdążyć się ze wszystkim ogarnąć. Robiła to praktycznie od czasów nastoletnich, przyjmując najpierw porady ze strony swojej mamy, by potem samej douczać się za sprawą poradników w Internecie. Wierzyła, że wszystkie kremy i inne balsamy pomogą jej skórze w zdrowszym wyglądzie, a na jej twarzy tak prędko nie pojawią się zmarszczki. Po prostu robiła wszystko, by jak najdłużej wyglądać młodo.
- Nawet jeśli nie lubię, nie znaczy że wszystkie proste rzeczy od razu neguje - poprawiła ją, przyglądając się jej zarazem, gdy ta przeglądała wystawkę sklepową. Nie kryła przy tym zaintrygowania. - Szukasz czegoś konkretnego? - spytała, nie sądząc że podejście Hazel do kosmetyków się zmieniły, ale kto wie. Trochę minęło zanim się ostatnio widziały i przez ten czas nawyki człowieka mogły ulec zmianie. Zarazem zaskoczona była nie tylko tym spotkaniem, ale i tym jak swobodnie się obecnie wypowiadała, mimo tego że kontakt faktycznie im się urwał. Lekką dozę niezręczności odczuwała, ale nie była na tyle uprzykrzająca, że dało się nią łatwo zwalczać i nie okazywać sobie tego po sobie. W końcu Madeleine nie może sobie pozwolić na okazywanie wszelakich form słabości, więc jakkolwiek okazywanie odczucia chociażby najmniejszego dyskomfortu nie wchodziło w grę. Ona już się nie da tak łatwo. Dostosowywanie się pod dyktando męża nauczyło ją, że nie warto tego robić, że warto myśleć o sobie.
- Muszę przyznać tu rację... - zaczęła, westchnąwszy ciężko - Sam nieomal jakiś nastolatek wpadłby na mnie przed tą drogerią, gdybym się nie zatrzymała. Rozumiem, że telefon wiesz... fajna rzecz, ale czy kurwa mać nie można go schować chociaż na moment, gdy się przemieszcza między ludźmi?! - powiedziała niezadowolona, pozwalając sobie nawet na użycie wulgarnego słownictwa, które niegdyś raczej tak prosto nie wychodziło z jej ust. Jej były już mąż nie znosił tego u kobiet, uważając, że im to po prostu nie przystoi. A odkąd Madeleine się z nim rozstała, podświadomie robiła wiele rzeczy, które mu się nie podobały, nawet jeśli nie widywała go na oczy, nie mogąc tym samym robić mu przy tym na złość.
- Mogłoby być lepiej w akcencie, ale przynajmniej szyk wyrazów odpowiednio zachowany - skomentowała krótko po angielsku wypowiedziane przez Hazel zdanie. Wiedziała, że odpowiednie akcentowanie słów było trudne do nauczenia, więc zawsze w pierwszej kolejności patrzyła na to, czy wypowiadane zdania były chociaż odpowiednio konstruowane gramatycznie. Zarazem nadal nie do końca potrafiła pojąć jej chęci w podjęciu się tego wyzwania jakim było nauka koreańskiego. Może i robiła to dla samej Mad, ale naprawdę nie potrzeba było aż tak się poświęcać. Nie miała trudności z porozumiewaniem się w języku angielskim, był jej tak samo bliski jak koreański, więc utrudnianie sobie życia, ucząc się tego drugiego, by Madeleine mogła swobodnie odpowiadać, było niepotrzebne. Zarazem było jej na swój sposób... miło. Mąż, który powinien być naprawdę bliski jej sercu, nie potrafił wykrzesać z siebie nawet cienia zainteresowania swoją małżonką. Liczyło się tylko zaspokajanie jego ego i jego samego. Potrzeby Madeleine były w tym najmniej istotne.
- Dam - odpowiedziała w końcu na zadane przez dziewczynę pytanie, tym razem rezygnując z angielskiego na rzecz drugiego rodzinnego dla niej języka. Wiedziała, że będzie sobie potem pluć w brodę, że najadła się słodkości, gdyż wczoraj i przedwczoraj już zdążyła sobie pozwolić na "małe co nieco", a przecież odpowiednią wagę trzeba było zachować. Jednak teraz nie zaprzątała sobie aż tak tym głowy, gdyż była ciekawa co się u Hazel działo przez ostatni czas.

@Hazel Judy Pearson
Mów mi Leida. Możesz się ze mną skontaktować przez Discorda Leida#0757. Piszę w 3 os. czasu przeszłego. Wątkom +18 mówię raczej tak.
Uwaga, moje posty mogą zawierać: błędy, dziwnie złożone zdania i literówki.

Podstawowe

Osobowość

Likes & dislikes

Za fabuły

Odpowiedz