OLIVER PELERIEUX & DREAMCATCHER - KLASA N, ZWYKŁY
Gdyby istniał jakiś
dosłowny sposób na porozumiewanie się koni i ludzi, zapewne Dreamcatcher byłby tym kopytnym, który zwykle mawiałby swoim jeźdźcom:
„głowa do góry, zrobimy to”. Rzecz jasna nie wszystko zawsze dało się zrobić i niekoniecznie musiało to wynikać z braku dobrych chęci — czasem to po prostu nie był ten dzień, czasem gdzieś komuś powinęła noga, czasem coś utrudniało dogranie się w parze — ale tak czy siak, Dream był z reguły tym, który stawiał czoła wyzwaniu z czystą głową i bardzo przenośnym uśmiechem na ustach. Co prawda nie był zupełnie odporny na łapanie i przejmowanie złych emocji z otoczenia, zwłaszcza od zajmującego się nim bezpośrednio człowieka, aczkolwiek miał w tym względzie naprawdę niezłą odporność, zaś jego usposobienie niejednokrotnie przyczyniało się do poprawy nastroju i wzrostu pewności jeźdźca na grzbiecie. Może brakowało mu nieco
iskry, która była szczególnie pożądana w wyższych konkursach, natomiast nadrabiał pokojowym nastawieniem i bijącą od niego chęcią do współpracy, niejednokrotnie na tyle podnoszącymi na duchu, że w dobrym duecie mógł dorównywać tym zrywnym, palącym się do każdego kolejnego skoku koniom.
W duecie z Oliverem zgrywał się stopniowo coraz lepiej i na pewno można było odnieść wrażenie, że z nim w siodle zaczynał robić się
śmielszy — nie w znaczeniu
bardziej odważny, bo odwagi nigdy mu nie brakowało, bardziej w sensie…
śmielej sięgający po więcej. Po dzisiejszej rozgrzewce zdecydowanie roztaczał wokół siebie aurę pozytywnie rozbudzonego i wyraźnie zmotywowanego, ale przy tym pozostawał uważny. Wkraczając na parkur konkursowy bystrym okiem mierzył otoczenie, nie dając się przytłoczyć swego rodzaju intensywności wrażeń na hali. Jego stęp był aktywny, acz równy i niepospieszny; uszy nastawione do przodu sygnalizowały zainteresowanie tym, co działo się przed nim, aczkolwiek wałach pozostawał wsłuchany w wyważone pomoce zawodnika. Bez oznak zdenerwowania ani tym bardziej strachu dał się poprowadzić pod wybrane przez niego przeszkody, a brak większego przejęcia w ich pobliżu mógł stanowić dobry omen na późniejsze mierzenie się z nimi podczas samego przejazdu.
Po tych wstępnych oględzinach, w odpowiedzi na zamknięcie w pomocach zatrzymał się grzecznie, by niewiele później bez opóźnienia w reakcji ruszyć ze stój galopem z lewej nogi. Ze swojej strony oferował zawodnikowi żwawą, choć nieprzesadnie szybką, okrągłą foule, natomiast nie opierał się przed korektami tempa do nieco szybszego,
weselszego, któremu towarzyszyłoby wydłużenie sylwetki pożądane przy dłuższym skoku nad rozpoczynającym okserem. Jak zazwyczaj szedł przed siebie pewnie i równo, pozostawał skupiony na sygnałach jeźdźca oraz oparty na prowadzących go po łuku pomocach.
Gdy łuk wyprowadził go już na wprost pierwszej przeszkody, Dream nieznacznie uniósł łeb, aby zmierzyć ją wzrokiem i ocenić, choć nie zaczął się do niej dziko wyrywać by samemu podjąć decyzję o miejscu wybicia — czekał na Olivera i jego sygnał. Można powiedzieć, że przyzwyczaił się do Olivera na tyle, aby zakładać że nie będzie musiał z własnej inicjatywy ratować sytuacji, mimo że na pewno wciąż byłby do tego zdolny „w razie czego”; niemniej teraz nie został sam, wobec czego odbił się do skoku w reakcji na otrzymany impuls. Dzięki dobrej dynamice galopu oraz zgraniu wyszedł w górę pod kątem optymalnym do pokonania zarówno wysokości jak i długości oksera, a podciągnięte pod kłodę nogi oraz ładnie balansująca w locie szyja umożliwiły mu gładkie przefrunięcie nad drągami i wylądowanie po drugiej stronie bez naruszenia przeszkody. Dalej poruszał się galopem na lewo, od razu gotowy do wpasowania się w kolejny łuk, po którym kierował go mężczyzna. Czując pełny — i odpowiednio oddziałujący — ciężar jeźdźca w siodle, sprawnie zaangażował mocniej zad w swój ruch, a to uchroniło jego galopadę przed przesadnym spłaszczeniem podczas wydłużenia w dojeździe do dwójki. W efekcie przeskoczył ją tak elegancko jak oksera numer jeden; nie miał tendencji do rozkojarzania się i stawania się głuchym na otrzymywane pomoce, a zatem po czystym lądowaniu nie zignorował delikatnie wstrzymującego działania, tylko w reakcji na nie pozwolił się skrócić, nie tracąc na mocy pchania się w galopie tylnymi nogami. Rowy nie były mu obce, a ten konkretny pod stacjonatą dodatkowo oglądał już wcześniej, więc nie dało się po nim poznać żadnego objawu zwątpienia, kiedy zbliżał się do trójki. Jego postawa nie okazała się myląca, jako że ciemnogniady faktycznie nie odczuwał strachu i nie zwątpił przed przeszkodą — zgrany z brunetem oddał kolejny czysty, przyjemny tak dla oka jak i w odczuciu skok, w trakcie którego szykował się do lądowania na prawą nogę, czego konieczność odczytał ze zmiany w równowadze Olivera.
@Oliver Pelerieux