Od imprezy do wyjazdu Harper miała wystarczająco dużo czasu, żeby przemyśleć sobie swoje dotychczasowe zachowanie w obecności Harvey’ego i
właściwie nastawić się na tych kilka dni. Ich wcześniejsze spotkania – poza tym w parku i później na hali wspinaczkowej – były dla niej każdorazowo zaskoczeniem, wobec czego miała poważne problemy z odnalezieniem się przy nim oraz w tych emocjach, które w niej wywoływał (mimo, że nie powinno się tak dziać, bo rozstali się dawno temu, a wszystko co dotyczyło końcowego etapu ich związku, jak i samego rozstania, zdołali sobie wyjaśnić w ramach zamknięcia i pożegnania się z przeszłością). Tak czy siak, starała się nie wracać do ich przypadkowych wpadnięć na siebie, nie analizować ich przebiegu ani własnej postawy, bo… zawsze zakładała, że już raczej się nie zobaczą. No cóż. Teraz sprawa miała się inaczej, a po ich ostatniej
rozmowie… dotarło do niej, że musiała coś w sobie zmienić. Że chce to zrobić, bo zamykanie samej siebie w pułapce negatywnej postawy wobec byłego narzeczonego działało wyniszczająco na nią samą, ale też prowokowało wszelkie przykre sytuacje między nimi, by następnie dodatkowo potęgować nieprzyjemne odczucia po obu stronach. Nie pragnęła tego ani dla siebie, ani dla niego. Pragnęła za to jakiegoś spokoju, dlatego ustaliła najważniejsze fakty, przetłumaczyła sobie to, co trzeba, a bazując na tym doszła do bardzo prostego wniosku – mogła, a wręcz powinna zachowywać się wobec Spencera
po ludzku, nie patrząc na to, co kiedyś. Nie musiała - czy wręcz nie powinna – szczególnie dążyć do kontaktu i interakcji z nim, lecz z drugiej strony usilne bronienie się przed nim nikomu nie służyło, ani chyba wcale nie było potrzebne. To znaczy… nie w pełni rozumiała wszystko, co powiedział ostatnim razem, ale złapała się tej końcówki, która ich od siebie oddzielała, co z kolei dość jasno pokazywało, że
nie ma czego roztrząsać ani się obawiać. I właśnie tego miała zamiar się trzymać.
Było jednak coś, co mimo wszystko i tak budziło w niej poważne wątpliwości – jego relacja z Hallie. O ile czuła, że powinna dać radę traktować neutralnie jego samego, tak musiała zdawać sobie sprawę, że patrzenie na interakcje między tą dwójką będzie dla niej mało komfortowe, i wbrew poczynionym założeniom najpewniej będzie też wywoływać w niej emocje, które nie miały prawa wychodzić na wierzch… Chociaż ostatecznie dotarła do punktu, gdzie uznała to samo, co w jakimś momencie imprezy – może taki obrazek pozwoli jej przeprocesować, że życie Harvey’ego posunęło się znacznie do przodu względem czasów, w których Harper się zdecydowanie za bardzo zastała. A zatem Hallie jako taka nie powinna budzić w Pearson niechęci. I nawet jeśli trochę siłą rzeczy ją budziła… blondynka postanowiła za wszelką cenę nad tym przejść, postarać się patrzeć na drugą blondynkę jak na czystą kartę, albo wręcz przychylnie, bo przecież tamta była wobec niej bardzo miła podczas krótkiego zapoznania na urodzinach Danielsa. W takim razie… wspólna podróż samochodem to był świetny pomysł. Najlepiej zacząć od skoku na głęboką wodę.
O dziwo nie pożałowała tej zamiany samochodów, przynajmniej nie od razu. W takich
babskich pogaduszkach nie czuła się jakoś wyjątkowo dobrze i swobodnie – głównie dlatego, że ze swojej strony nie miała zbyt ciekawych rzeczy do opowiadania, choć w jakimś stopniu chodziło także o sam brak obycia – jednak, tak jak sobie założyła, chciała być przynajmniej otwarta. Miała wprawdzie najtrudniej też tak obiektywnie, bo pozostałe trzy dziewczyny się znały, lecz postarała się o to, aby ten fakt nie stanął jej całkiem na przeszkodzie. Tam, gdzie wydawało jej się to odpowiednie, dorzucała chociaż jakieś małe zdanie od siebie, dzięki czemu nie wychodziła na zamkniętą i niezainteresowaną, nawet jeśli w ogólnym rozrachunku nie udzielała się przesadnie ani nie inicjowała za dużo.
Wejście na temat chłopaków wywołało u niej zapobiegawcze spięcie, ale bardzo dzielnie utrzymywała dobrą minę do złej gry…
Nice try. Gdy do głosu doszła Hallie, Pearson powtarzała sobie w myślach w kółko, że
oni są „parą”, to oczywiste że uprawiają seks, usilnie próbując odganiać ze swojej wyobraźni obrazy, które pojawiały się tam mimo jej woli. Może na moment zdziwiła się wspomnianym przez blondynkę zdystansowaniem, lecz całościowo niestety pozostała przede wszystkim z bardzo realnym wyobrażeniem tego
rozbrajania w namiocie. Na komentarz Amber uśmiechnęła się nieobecnie, głównie z poczucia, że lepiej było dołączyć do grupowego rozbawienia, nieważne że w tym konkretnym zestawieniu w ogóle nie było jej do śmiechu. Zaraz jednak musiała wysilić się o wiele bardziej, jako że została
wywołana do tablicy. –
Nieee, w porządku. Trochę miałam przed wyjazdem… nieprzyjemności z siostrą i... Znaczy nic takiego się nie stało niby, ale po prostu się przejmuję. Pewnie niepotrzebnie – rzuciła, wzruszając przy tym lekko ramionami i uśmiechając się nieco szerzej na potwierdzenie, że
to nic poważnego – co nie oznaczało, że nie była to świetna wymówka na momentami gorszy humor czy jakieś zwieszanie się podczas toczącej się rozmowy. Nie, żeby Harper nastawiała się na chodzenie podczas całego wyjazdu z krzywą miną, bo przecież ustaliła sobie zupełnie coś przeciwnego, aczkolwiek warto było mieć awaryjne wytłumaczenie… szczególnie że nawet go nie zmyśliła. Akurat temat Hazel faktycznie do niej wrócił bardzo niedawno i trochę ją dołował, i chociaż nie miał powodować u niej obniżenia nastroju na tym wypadzie pod namioty, to jednocześnie był autentyczny, czyli nie do podważenia. Ale wracając… –
Więc… Ja i Zack? Hmm… Ja i Zack mieszkamy ze sobą, to chyba całkiem poważny etap? – zażartowała, o dziwo na tę chwilę sprawnie odcinając się od swoich odczuć spowodowanych wcześniejszą wypowiedzią Hallie. –
Dobra, a tak serio… No właśnie, mieszkamy ze sobą. Lubię go i w ogóle, ale nie chcę sobie spalić dobrej miejscówki, bo jakby coś nie wyszło, to Daniels i Johnson będą w jego teamie na bank. Bywa naprawdę uroczy, też całkiem mi się podoba, ale nie wiem czy jest warty takiego ryzyka, więc się wstrzymuję. Zwłaszcza, że on też się wstrzymuje – skwitowała z ponownym wzruszeniem ramion, któremu towarzyszyło przelotne wydęcie warg i przekrzywienie głowy. Nawet, jeśli pozornie wybrzmiało tu jakieś jej zainteresowanie współlokatorem, to nie dało się odnieść wrażenia, że Harper zależy. Gdyby była w nim zakochana, albo przynajmniej mocno zauroczona, na pewno wybrzmiałoby z tych paru zdań rozczarowanie obecnym stanem ich znajomości, bądź padłoby cokolwiek sugerującego nadzieję na zmianę. Pearson natomiast widocznie nic nie przeszkadzało w takim a nie innym układzie, nie żałowała że nie wygląda on inaczej. I akurat to było bardzo szczere, bo nie potrzebowała więcej komplikacji.
Po dojechaniu na miejsce i ruszeniu w drogę poczuła się o wiele bezpieczniej i swobodniej z tą świadomością, że przez najbliższy czas raczej nie będzie musiała mierzyć się z niczym, co jakkolwiek zahaczało o osobę Spencera. W trakcie wędrówki ochłonęła po tym, czego wolała nie usłyszeć w samochodzie, odciągając swoją uwagę przekomarzankami ze współlokatorami; zwykle lubiła przystawać w bardziej urokliwych miejscach, lecz tym razem z tego zrezygnowała, nie chcąc zostawiać sobie zbyt wiele przestrzeni na rozmyślanie o życiu i innych mało optymistycznych sprawach.
Kiedy już dotarli do celu, całe szczęście też dużo się działo, dzięki czemu nawet to zauważalne odsunięcie namiotu duetu Spencer&Steel nie zdołało w nią przesadnie ugodzić, a potem dalej udało się jej ignorować jednoznaczność takiego posunięcia, bo ta dwójka zniknęła, a Pearson zaangażowała się w obgadywanie możliwych kierunków wycieczek z Keithem i Danielsem. W ich towarzystwie również wybrała się na niedalekie kręcenie się po okolicy w celu sprawdzenia paru rzeczy, a na ten czas Zack został na miejscu z pozostałymi dziewczynami, żeby pilnować ich oraz wspólnie pilnować „obozu”. Po powrocie i grupowym zgadaniu się – z już obecną Hallie, ale wciąż nieobecnym Harvey’m – została zarządzona kąpiel, z którą Harper uwinęła się najkrócej, bo najgorzej chyba znosiła chłód wody. Po tym, jak szybko się osuszyła i przebrała, pozostała na nasłonecznionej przestrzeni bliżej namiotów, gdzie za kilkanaście minut dołączył do niej także przebrany Barker oraz… April, wciąż w stroju kąpielowym – bo
nie było jej zimno, a chciała łapać opaleniznę. Dzięki temu byli z grubsza poza zdarzeniami nad rzeką (gdy wrócił już Harvey i jakieś zdarzenia miały miejsce), przynajmniej umownie, jako że wszystko i tak pozostawało w zasięgu ich wzroku oraz słuchu, a Pearson nie powstrzymała się przed dyskretnym śledzeniem tego co się działo. Może w trakcie co rusz czuła ukłucie… czegoś bez wątpienia nieprzyjemnego, jednak z takiej odległości nie było to nie do zniesienia i chyba… chyba wykorzystywała tą okoliczność do przyzwyczajania się do tego bólu.
Wieczór przy ognisku budził w niej mieszane uczucia – przez cały dzień zupełnie
naturalnie mijała się ze Spencerem, aczkolwiek przy tej okazji wszyscy mieli usiąść w jednym miejscu, a to wprawiało ją już w jakąś niepewność. Pewnie dlatego, tuż po
uroczystym rozpoczęciu wspomogła się nieco szybszym spożyciem alkoholu, tak na prędką rozgrzewkę i odwagę jednocześnie. Zadziałało, przynajmniej na tyle na ile mogło, sprawiając że wszystko to, na co umówiła się sama ze sobą – no i poniekąd z Harvey’m – nie skończyło się na dobrej woli, ale na zdumiewająco dobrych efektach. Na razie zewnętrznych, bo wewnętrznie wciąż sobie przeżywała nieuzasadniony smutek po trochu w losowych momentach, a w pozostałej części przy tych sytuacjach, w których zachodziły jakieś interakcje między brunetem a
jego blondynką.
Rozmowy, w których głównie uczestniczyła, toczyły się między dziewczynami, choć także często włączała się do tematów poruszanych przez Johnsona, a wtedy zwykle zauważalnie bardziej uruchamiał się przy nich Zack – on był też tym, który najwięcej jej towarzyszył gdy wstawała, żeby po coś pójść, a ona obdarzała go wtedy miłym uśmiechem i zdaje się chętnie wymieniała z nim jakieś spostrzeżenie i drobne śmieszki, kiedy na parę minut zatrzymywali się przed powrotem do grupy.
Za to w przypadku tych nielicznych interakcji między nią a Spencerem… obeszło się bez tworzenia wyczuwalnego, nieprzyjemnego napięcia. Nie szukała u niego zaczepki i raczej nie wchodziła w żadne zażyłe dyskusje przy tych paru skromnych okazjach, ale też się do niego odezwała raz czy drugi, dbając o to, żeby odnosić się do niego… jak do chłopaka, z którym nie łączyło ją nic, a już na pewno nic negatywnego. I jakoś ten czas minął. Jedyne co, to starannie unikała spoglądania w
ich stronę, kiedy usiedli razem przytuleni pod kocem, lecz nie sądziła aby ktokolwiek studiował jej zachowanie na tyle dokładnie, by wyłapać ten niuans, podobnie jak ten, że to drobne spięcie opuściło ją po wstaniu chłopców, co równało się rozdzieleniu
parki.
Do tego momentu Pearson zdążyła się lepiej oswoić z tym, jak wyglądały „dziewczyńskie rozmowy” i powiedzmy, że na tym etapie radziła sobie w nich o wiele łatwiej niż w trakcie podróży, choć nadal zdecydowanie bardziej płynęła z prądem niż wyznaczała kierunek. Jej wcale już nieszczególnie udawana swoboda posypała się jednak w chwili, w której została dyskretnie poproszona przez Hallie o pogadanie sam na sam. Od razu się trochę zestresowała, ale zachowała względnie neutralną minę. W teorii nie powinna mieć przed nią nic do ukrycia, ani tym bardziej nie powinna obawiać się konfrontacji jeden na jeden, niemniej odczuła sporą ulgę, gdy zaraz wyszło na to że nie mogła nawet przytaknąć.
Podobnie jak pozostałe dziewczyny skierowała oczy na April, by niewiele później przenieść je w stronę panów. Jeszcze za bardzo cieszyła się z chwilowego wybawienia i nie dostrzegła, że rozpoczęta „zabawa w budowanie sobie idealnego faceta” nie jest dla niej najbardziej optymalną. Zorientowała się dopiero po wysłuchaniu wszystkich trzech opinii, kiedy uwaga padła na nią i… no dotarło do niej, że ona też w tym uczestniczy. Całe szczęście miała możliwość najpierw zasłonić się łatwiejszą kwestią. –
Nie no, spoko, przecież Zack jest całkiem przystojny – przyznała, choć w teorii po obronie ze strony Hallie nie musiałaby tego robić, ale zwyczajnie chciała pokazać, że nie miała problemu z tym, że Barker najwyraźniej spodobał się April. Już wcześniej dawała do zrozumienia, że nie wiąże ze swoim współlokatorem wielkich nadziei, co automatycznie sprawiało, że nie miała o co i faktycznie nie była zazdrosna. No a poza tym… kupowała sobie czas, żeby nie musieć odpowiadać od razu na właściwe pytanie – choć nie mogła go uniknąć, więc uwaga, werble, akcja.
–
Mój ideał… Czy to kiepski moment na rzucanie podniosłymi tekstami, że nie liczy się wygląd, tylko wnętrze? Tak? Tak myślałam właśnie. No to pomyślmy… – Zmrużyła ślepia, przyglądając się męskiej grupce, jakby właśnie ich oceniała i porównywała ich poszczególne cechy. W rzeczywistości nie musiałaby się zbytnio zastanawiać żeby wymienić, co w którym z nich uważała za najbardziej atrakcyjne. Jej problem tkwił w tym, że… no niestety, przy uczciwym zestawieniu tej czwórki wzięłaby sobie całego Spencera bez żadnych zmian, lecz ta odpowiedź ani nie spodobała się jej samej, ani nie nadawała się do wypowiedzenia na głos. Na pewno nie przy Hallie, bo Spencer „był jej” – nieważne, że nawet ona by nie wybrała go całego pod względem fizycznym. A zatem, wypadało skleić jakąś odpowiedź zastępczą. –
Dobrze, to powiedzmy że… Ciało Zacka, bo jest tak… mocno zbudowany. Ale w połączeniu ze wzrostem Danielsa. I z Danielsa wzrost to jedyna rzecz, którą dopuszczam. Keith w ogóle mnie nie pociąga, chociaż faktycznie uśmiecha się ładnie, tak że człowiekowi chce się uśmiechnąć w odpowiedzi. A twarz… Spencer ma zdecydowanie najlepszą szczękę. I jego włosy też mi się podobają, a całościowo… Wiecie, ja na te pozostałe twarze patrzę codziennie, i tak mnie czasem ten widok irytuje, więc chyba… wzięłabym twarz Spencera… – Zmarszczyła lekko brwi, żeby tylko nie wyglądać na jakkolwiek rozmarzoną, a nadal oceniającą i zastanawiającą się, bo
przecież twarz Spencera nie mogła podobać się jej bez żadnych zastrzeżeń – więc coś musiała jeszcze dorzucić. –
I trochę bym ją pomieszała z twarzą Zacka, żeby był przystojniejszy, ale nie w pełni ten Zack, który zostawia zawsze syf w kuchni, bo to jest coś, co mnie najbardziej wyprowadza z równowagi. No więc nie do końca ideał, ale zrobiłam co mogłam – na koniec z uśmiechem wywróciła oczami, pokazując że w sumie to nie brała tego na poważnie. Ostatecznie przecież nie było tu nic poważnego.
Potem grupowa rozmowa potoczyła się dalej, a gdy za niedługo z ożywionej i przepełnionej sporadycznymi chichotami zrobiła się nieco spokojniejsza, Harper nie umiała już dłużej zagłuszać w sobie niepokoju, który towarzyszył jej odkąd nie-dziewczyna Harvey’ego poprosiła ją o słowo na osobności. Nie liczyła na to, że blondynka zapomni, zresztą nawet gdyby zapomniała, to za nią dalej chodziłoby…
złe przeczucie. A skoro na tym wyjeździe tak bardzo chciała zachowywać się dorośle, trochę pod wpływem chwilowo zwiększonego zacięcia zebrała się w sobie i wstała, twarz kierując niby z przypadku na pannę Steel. –
Hej, Hallie, poszłabyś ze mną… siku? Trochę się cykam iść po ciemku sama – zagadała z nieco zakłopotaną miną, jakby ten strach przed ciemnością był jej takim delikatnie wstydliwym sekretem, chociaż w rzeczywistości to jej nie ruszało. Nieistotne jaka była prawda, ważne że wymówka na wspólne oddalenie się zadziałała i niebawem znalazły się same na uboczu, poza zasięgiem wzroku innych. –
No więc… chciałaś porozmawiać. Coś się stało? – zapytała ostrożnie, zwracając się do niej z subtelnym zmartwieniem wymalowanym na twarzy. W głowie kotłowało się jej od potencjalnych tematów, które Hallie mogłaby chcieć poruszyć, ale póki co skutecznie odgrywała względnie swobodną i spokojną. Ciekawe jak długo…
Tymczasem u panów także doszło do małego podziału po tym, jak Keith oświadczył, że teraz to on idzie serio spać – Daniels odprowadził go do namiotu, albo raczej poszedł z nim przy tej okazji, żeby przynieść sobie jeszcze jedną butelkę wódki, bo dla niego zabawa nadal dopiero się rozkręcała. Korzystając z tej okazji, Barker trochę odciągnął Spencera od miejsca posiadówki, prosząc go o rozmowę w cztery oczy. Jak pozostali panowie był już trochę zrobiony, a ten stan uwydatniał jego… powiedzmy że „dylematy moralne”.
–
Stary, ty się znasz na dziewczynach, wiesz, w takim sensie… jak się z nimi obchodzić naokoło. W sensie jak nie zjebać w przedbiegach, rozumiesz o co mi chodzi – zaczął nakreślać tematykę swojego problemu, gestykulując przy tym z przejęciem. –
Więc, potrzebuję rozstrzygającej opinii. Co do Harper, wiadomo, żadna tajemnica że mi się podoba, chociaż szczerze to nie wiem, czy akurat ona jedyna się nie domyśla, albo tego nie widzi, czy… no bo może jednak widzi i to ignoruje? Bo wiesz, ona… jest dla mnie miła, co nie, ale kurde, jest też miła dla Keitha, a z nim na pewno nic ją nie łączy. No i Keith to w ogóle zna ją najdłużej i relatywnie najbliżej, i powiedział żebym dał sobie na wstrzymanie. Daniels za to mówi, że on to na początku nawet rozważał, ale spieniał, ale że rozumie, kibicuje i żebym nie był cipą, bo ona jest też na tyle zalatana i często nieobecna, że serio mogłaby nie zauważyć, co nie znaczy że nie chce żebym… zrobił jakiś tam wyraźniejszy krok w jej stronę – opowiadał z zauważalnym poruszeniem, raz na jakiś czas zahaczając wzrokiem o towarzysza, lecz generalnie będąc bardziej w swojej głowie, co sugerowało spojrzenie niemogące skupić się nawet w jednym miejscu. –
Noo i myślałem żeee, ten wyjazd to jest zajebisty moment, ale teraz się zastanawiam, czy to taki świetny pomysł, a jak tak, to czy koniecznie na pierwszą noc. Bo wiesz, gdyby to był świetny pomysł, to najlepiej pierwszej nocy, żeby… wykorzystać sprzyjające okoliczności, czaisz. Tylko gorzej, jak to nie jest świetny pomysł, bo wtedy spierdoliłbym cały pobyt już tą pierwszą nocą, nie wspominając o sytuacji w domu – kontynuował, tym samym precyzyjniej nakreślając źródło swoich obaw, a gdy to już wybrzmiało, chyba trochę się uspokoił. Co nie znaczyło, że skończył. –
Plus zostaje kluczowe pytanie, na ile wyraźny miałby być ten krok, bo ona… wydaje się taka twarda i niewzruszona, ale myślę że… że jakby… tak naprawdę jest dość delikatna, rozumiesz. I że nawet gdyby chciała, to i tak może się, hm, przestraszyć, a nie chcę jej przestraszyć, nie bez powodu te podchody trwają od tak dawna… – Ostatecznie wbił oczy w Harvey’ego, a jego wyraz twarzy… był przepełniony nadzieją. Chyba liczył na błyskotliwą lekcję od bardziej doświadczonego kolegi, na jakiś wykład o tym, czego pragną kobiety i jak do nich trafić, nie ryzykując – bo to, że nie chciał ryzykować, można było z niego bardzo łatwo wyczytać. Oczywiście nie oczekiwał zindywidualizowanej instrukcji obsługi Harper, bo przecież co Spencer mógł konkretnie o niej wiedzieć… Ale nastawiał się na uniwersalne prawdy o tym typie, do którego czuł, że Pearson najpewniej należy, więc… No, Harvey, jakieś złote rady?
@Harvey Spencer