-
Z grubsza tak - powiedział, z pewnością nie mając takich doświadczeń jak Jolene z baletem. Nigdy nie był przez nikogo zmuszany do tańca, może dzięki czemu rozwinął z nim tak zdrową, silną relację. -
Znaczy wiesz, są takie kawałki, które nie do końca czuję i takie, przy których od razu mi się gęba cieszy, a ciało samo rwie do tańca... Ale kiedy ludzie wokół oddają mi dobrą energię, to nie ma to aż takiego znaczenia - dodał, zwracając uwagę Jolene na jeszcze jeden aspekt, który był dla niego bardzo istotny. Nie tańczył sam dla siebie. Zawsze była obecna przy tym większa lub mniejsza widownia, która dodawała mu energii. Kiedy widział, że oglądający go ludzie dobrze się bawią, łapią z nim wspólny vibe, dostawał skrzydeł i odnajdował się praktycznie w każdej nucie. Właśnie dlatego potrafił też tańczyć do muzyki, której nigdy nie słuchałby dla przyjemności albo w stylu, w którym nie tańczył na co dzień.
Udawał, że nie widzi jej zbolałej miny. Poznał ją wystarczająco by wiedzieć, że z własnej woli nigdy by się na to nie zdecydowała... i że wciągnie się w tą zabawę, gdy tylko poczuje, że rzucono jej wyzwanie.
-
Chyba nie myślałaś, że to będzie takie proste? - Rzucił, nie odrywając wzroku od przemieszczającego się kosza, w który próbował wycelować. Jak się okazało, najtrudniejsze wcale nie było wycelowanie do kosza, tylko zrobienie tego tak, aby piłka nie odbiła się od poręczy. Właśnie w ten sposób Charlie stracił parę punktów, ale nie poddawał się i próbował kolejne razy, do czasu aż wyrobił sobie technikę, która wreszcie zaczęła przybliżać go do sukcesu. Najbardziej frustrującym momentem okazał się ten, w którym udało mu się trafić pięć razy z rzędu, po których spudłował, rozmijając się z wymarzoną nagrodą. W ramach pocieszenia dostał jakiś głupi wachlarz, ale zupełnie go to nie satysfakcjonowało.
-
Dobra, ostatni raz - zdecydował, wykupując kolejną szansę. Z pewnością wydane pieniądze przewyższały już cenę tego misia w sklepie, ale nie o to chodziło. Gra była w pewnym sensie uzależniająca, a poza tym chodziło o męską dumę, która nie pozwoliłaby mu się poddać...
Syknął przez zaciśnięte zęby, kiedy już za pierwszym razem piłka niebezpiecznie zatoczyła okrąg po obręczy, ostatecznie wpadając do środka. Nie zmniejszyło to jednak jego pewności siebie, która wreszcie pomogła mu osiągnąć wyznaczony cel.
-
TAK! W KOŃCU! - Krzyknął, nie kryjąc swojej radości, którą dosłownie wybuchł, robiąc ponadprzeciętnie wysoki podskok w miejscu. Roześmiany zwrócił się do Jolene, zupełnie nieświadomie pląsając do jakiejś muzyki lecącej w tle, co tylko potwierdzało jego dobry nastrój. Odebrał wygranego misia, którego bez chwili zastanowienia wcisnął w ręce Joli.
-
Chciałem go wygrać dla ciebie - powiedział, zdając się w ogóle nie dostrzegać, że pluszowy miś niekoniecznie pasował do wizerunku, jaki próbowała tworzyć. Właściwie uważał to za całkiem zabawne połączenie.
@Jolene Earnshaw